Amerykański Departament Obrony przyznał, że dwa dni temu samoloty przez pomyłkę zrzuciły bomby w pobliżu domu starców w Heracie, w zachodniej części Afganistanu. Nie wiadomo, ile osób mogło ucierpieć w tym ataku.
Informacje o cywilnych ofiarach amerykańskich nalotów napływają coraz częściej. Większość z nich pochodzi od samych Talibów, a niezależne źródła nie mogą ich zweryfikować. Tak było w przypadku innej ewentualnej pomyłki. Talibowie poinformowali wczoraj Organizację Narodów Zjednoczonych, że Stany Zjednoczone zbombardowały szpital w Heracie. Twierdzą, że w nalocie zginęło ponad sto osób. Pentagon nie potwierdził jednak tego incydentu. Z kolei katarska telewizja Al-Jazeera raportuje, że Amerykanie zbombardowali wioskę koło Kandaharu, biorąc ją prawdopodobnie za obóz szkoleniowy terrorystów. Zginęły 93 osoby, w tym jedna cała, 18-osobowa rodzina. W relacji pokazano rzędy zwłok zawinięte w białe prześcieradła oraz grupę rannych kobiet, starców i dzieci opatrywanych przez lekarzy. Al-Jazeera jest jedyną stacją telewizyjną, która nadaje bezpośrednie relacje z terenów zajętych przez Talibów. Amerykanie uważają ja za tubę propagandową Osamy bin Ladena, ale oglądają ją miliony osób we wszystkich krajach arabskich.
W czasie amerykańsko-brytyjskich nalotów na Afganistan zniszczonych zostało dziewięć obozów al-Qaedy, organizacji terrorystycznej Osamy bin Ladena. Poważnie uszkodzonych zostało dziewięć lotnisk i 24 garnizony wojskowe należące do rządzących Afganistanem Talibów - poinformował brytyjski minister obrony Geoff Hoon. Wielka Brytania zadecyduje wkrótce, czy wysłać do Afganistanu wojska lądowe - podkreślił Hoon. Talibowie mówią również, że Amerykanie używają przeciwko nim broni chemicznej. Taką informację przekazał ambasador mułła Abdul Salam Zajef. Ale poza tym, że do szpitala w Kandaharze trafili Afgańczycy z ranami wskazującymi na użycie broni chemicznej żadnych szczegółów nie podał. Bombardowania trwająm a ich celem są teraz oddziały Talibów, walczące z opozycyjnym Sojuszem Północnym. Linia frontu, oddzielająca wojska należące do obu ugrupowań, przebiega kilkanaście kilometrów na pólnoc od Kabulu. Za linią frontu, po stronie sojuszu, jest nasz specjalny wysłannik - Piotr Sadziński:
Talibowie potwierdzili, że zgadzają się na budowę obozów dla uchodźców po afgańskiej stronie granicy, ale jednocześnie Zajef mówił o niezłomnej postawie Afgańczyków, którzy są zdeterminowani do obrony niezależności kraju. "Na razie nie walczymy skutecznie, bo nie chcemy marnować amunicji. To będzie długa wojna" - mówił Zajef. Talibowie twierdzą również, że nie potrzebują pomocy muzułmańskich mudżahedinów: "Nie ma u nas wielu mudżahedinów z innych krajów. Nie zapraszamy nikogo, by przyjeżdżał pomagać nam w świętej wojnie, ponieważ dżihad jest obowiązkiem, który można również spełnić przez pomoc finansową". I na taką pomoc Talibowie liczą. Również na to, że świat muzułmański nie będzie milczał gdy spadają bomby.
na zdjęciu mułła Abdul Salam Zajef, foto Archiuwm RMF
00:00