Na Białorusi zwyciężył urzędujący prezydent Alaksander Łukaszenka, zdobywając 79,67 proc. głosów - poinformowała nad ranem szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna. To wstępne rezultaty po przeliczeniu 100 proc. głosów. Frekwencja wyniosła 90,66 proc.
Według CKW, 6,47 proc. wyborców zagłosowało przeciwko wszystkim kandydatom.
Wyniki ogłoszono, po tym, jak w Mińsku zatrzymane zostały setki uczestników niedzielnej opozycyjnej demonstracji, rozbitej przez milicję. Wśród zatrzymanych są kandydaci: Kastusiau, Rymaszeuski, Sannikau i Statkiewicz. Liderzy opozycji wezwali na wiec, bo uważali, że wybory przebiegły w sposób nieuczciwy.
Na demonstrację nie dotarł Niaklajeu, który w niedzielę wieczorem został napadnięty przez osobników w cywilnych ubraniach, jak twierdzą świadkowie zdarzenia - funkcjonariuszy OMON-u. W rezultacie kandydat znalazł się w szpitalu. Według ostatnich doniesień zabrali go stamtąd w nieznanym kierunku ludzie w cywilu a w biurze kandydata trwa rewizja.
W tegorocznych wyborach startowała rekordowa liczba kandydatów - aż 10, w tym ubiegający się o czwartą kadencję Alaksandr Łukaszenka. Kandydaci opozycji zauważyli, że tegoroczna kampania wyborcza była stosunkowo liberalna w porównaniu z poprzednimi wyborami.
W sprawie tegorocznych wyborów nie wypowiedziały się jeszcze misje obserwatorów, w tym Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) i Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP).
Przewodniczący delegacji Parlamentu Europejskiego ds. współpracy z Białorusią Jacek Protasiewicz (PO) powiedział: Nawet wet jeśli kampania wyborcza przebiegała dużo lepiej niż w latach poprzednich, to już wydarzenia po zakończeniu głosowania pokazały, jak daleko władze białoruskie są od standardów demokratycznych. Pobicia i aresztowania niezależnych kandydatów to nie jest sposób na dialog z opozycją.