"W pierwszy tydzień przeszedłem około 105 kilometrów i myślę, że to dobry rezultat. Największe problemy sprawiają mi opady śniegu. Temperatura odczuwalna w ubiegłym tygodniu spadła do -50 stopni Celsjusza. To są warunki, przy których trzeba być naprawdę bardzo, bardzo czujnym" - tak w kolejnym specjalnym połączeniu wprost z Antarktydy opowiedział RMF FM Mateusz Waligóra. Podróżnik chce dotrzeć na biegun południowy. Przed nim w sumie 1200 kilometrów wędrówki. Porusza się na nartach i ciągnie za sobą sanie, na których jest jeszcze ponad 100 kilogramów ekwipunku. Może być czwartym Polakiem, który dotrze na biegun samotnie, bez wsparcia z zewnątrz.
Wędruję dokładnie od tygodnia, chociaż ciężko nazwać to wędrówką, bo teren czasem jest na tyle trudny, że bardziej przypomina to wrestling, gdy idzie się z saniami, których waga przekracza nadal 100 kilogramów. W ciągu tego tygodnia przeszedłem około 105 kilometrów i myślę, że jest to dobry rezultat, mimo że moja średnia powinna wynosić około 20 kilometrów dziennie. Najbardziej zbliżyłem się do tego wyniku dnia, którego przeszedłem 17 kilometrów. Wiem, że ten dystans później powinno się udać nadrobić - relacjonuje Waligóra w rozmowie przez telefon satelitarny z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem.
To, co stwarza największe problemy w trakcie tej wędrówki, to opady śniegu. Mimo że Antarktyda jest najbardziej suchym kontynentem na Ziemi, to ten śnieg pada tutaj regularnie i przypomina swoją konsystencją taki suchy piasek. Absolutnie nie ma poślizgu. Ja wiem, że określenie "nieśliski śnieg" brzmi dosyć zabawnie i mnie też kiedyś śmieszyło, ale teraz już mnie nie bawi w ogóle - zaznacza podróżnik.
Temperatura odczuwalna w ubiegłym tygodniu spadła do -50 stopni Celsjusza. To są warunki, przy których trzeba być naprawdę bardzo, bardzo czujnym i bardzo uważnym. Nie można pozwolić sobie na to, by odmrozić sobie choć najmniejszy fragment ciała, a poza tym przy takiej temperaturze sprzęt zachowuje się inaczej. Plastik pęka bez ostrzeżenia i dlatego lada dzień czeka mnie wymiana niemal wszystkich klamer w moich sankach - wyjaśnia Waligóra. Jak dodaje, "jest trochę usterek sprzętu, które na bieżąco reperuję".
Zszyłem łapawice i naprawiłem łopatę, która zepsuła się pierwszego dnia, bo śnieg jest tutaj naprawdę twardy i ten moment, gdy rozbijam obóz i muszę okopać namiot, jest tym, którego nie lubię najbardziej w trakcie tych dni wędrówki - mówi.
Czuję się dobrze, choć jestem trochę zmęczony. Teraz na sobotę zapowiadany jest wiatr przekraczający 70 km/h w porywach, więc rozważam jeden dzień przerwy na zregenerowanie sił. Myślę, że też lada dzień powinienem osiągnąć swój pierwszy stopień szerokości południowej - będzie to 81. stopień, więc będzie mały powód do celebracji - podsumowuje.