Minutę po północy czasu wschodnioamerykańskiego weszły w życie podwyższone stawki ceł na towary z krajów, z którymi Stany Zjednoczone mają deficyt handlowy. Chodzi o 20-proc. cło na produkty z UE oraz 84-proc. na Chiny - co zwiększy stawkę dla Chin do 104 proc. "Kraje dzwonią do nas, całują mnie po tyłku, dobijają się, by zawrzeć umowę w sprawie ceł" - skomentował prezydent USA Donald Trump. Stwierdził jednak, że "niekoniecznie" chce pójść na układ z innymi krajami, choć ocenił, że na kompromis będą chciały pójść Chiny.

Wchodzące w życie cła są drugą częścią ogłoszonych przez Donald Trumpa taryf w ubiegłym tygodniu. W sobotę wdrożona została minimalna 10-proc. stawka na import niemal wszystkich towarów z niemal wszystkich krajów. W środę stawka ta zostaje podwyższona dla 57 państw, z którymi Stany Zjednoczone mają deficyt handlowy.

W tym gronie są m.in. Unia Europejska - 20 proc. - oraz Chiny, na które Trump poza początkową stawką 34 proc. nałożył dodatkowe 50 proc. po tym, jak Pekin odpowiedział 34-proc. cłem odwetowym. Łącznie ze wcześniej nałożonymi taryfami, towary z Chin będą obłożone od środy 104 proc. podatkiem. Dotyczy to również paczek o niskiej wartości, na czym opierały swoją działalność chińskie platformy e-commerce takie jak Temu i Shein, choć w tym przypadku cło wynosi 90 proc.

Bez litości dla sojuszników

Cła - zwane przez prezydenta Donalda Trumpa "wzajemnymi" - mają w teorii ustanowić równe warunki w handlu zagranicznym, lecz w praktyce nie odzwierciedlają barier handlowych stosowanych przez inne kraje, a wielkość ich nadwyżki handlowej z USA. W rezultacie państwa stosujące wysokie cła, jak np. Brazylia, otrzymały niższe stawki, niż te mające niskie taryfy na produkty z USA, jak np. UE.

Wysokimi stawkami zostały obarczone szczególnie państwa azjatyckie, zarówno sojusznicy Ameryki tacy jak Japonia (24 proc.), Korea Płd. (25 proc.) czy Tajwan (32 proc.), jak i kraje będące źródłami taniej produkcji takimi jak Indie (26 proc.), Wietnam (46 proc.), Bangladesz (37 proc.), Indonezja (32 proc.), czy Kambodża (49 proc.).

Trump odniósł się do wywołanej przez siebie wojny handlowej - i starań innych krajów, by doprowadzić do zniesienia ceł - podczas wieczornego, półtoragodzinnego przemówienia na kolacji na rzecz kampanii wyborczej republikanów do Kongresu.

Prezydent przekonywał, że nałożenie ceł było dobrym pomysłem, dzięki któremu każdego dnia do skarbu państwa wpływają 2 mld dolarów. Jak stwierdził, przywódcy innych państw desperacko zabiegają u niego o obniżenie podatków.

Mówię wam, te kraje dzwonią do nas, całują mnie po tyłku. Umierają, żeby zawrzeć umowę. "Proszę, proszę pana, zawrzyjmy umowę. Zrobię wszystko. Zrobię wszystko, proszę pana" - kpił Trump, jednocześnie złoszcząc się na część republikańskich kongresmenów dążących do odebrania mu uprawnień do nakładania kolejnych ceł. Potem widzę jakiegoś zbuntowanego republikanina, wiecie, jakiegoś gościa, który chce się popisywać: "o, myślę, że Kongres powinien przejąć negocjacje". Oni nie umieją negocjować tak jak ja - zapewniał prezydent.

Według Białego Domu, z prośbą o negocjacje zwróciło się dotąd niemal 70 krajów. Wśród nich wymieniono m.in. Japonię i Koreę Płd.

Dalsza część artykułu pod materiałem video:

"Wiem, co do cholery robię"

Trump powiedział jednak w przemówieniu, że "niekoniecznie chce pójść na układ z nimi".

My jesteśmy szczęśliwi biorąc nasze 2 mld dziennie, ale oni chcą zawrzeć z nami układ (...) Wiem, co do cholery robię - mówił.

Trump ocenił, że na układ pójdą również Chiny, mimo że Pekin zapowiedział "walkę do końca"

Prezydent USA już wcześniej przewidywał, że władze ChRL chcą kompromisu, ale "nie wiedzą jak zacząć". Przekazał przy tym za pośrednictwem rzeczniczki Karoline Leavitt, że będzie "niesamowicie łaskawy", jeśli Chiny zgłoszą się do niego.

Plan nałożenia ceł na leki

Trump po raz kolejny zapowiedział, że planuje nałożenie kolejnych ceł, tym razem na leki. Sugerował też, że nałoży podatek od importu półprzewodników i krytykował podejście swojego poprzednika Joe Bidena, który ściągał do USA fabryki półprzewodników oferując subsydia. 

Trump stwierdził, że subsydia są niepotrzebne i nadmienił, że zagroził tajwańskiemu koncernowi TSMC - największemu producentowi chipów na świecie - że nałoży 100 proc. podatek, jeśli nie zbuduje swojej fabryki w USA. Tajwańska firma już podczas prezydentury Bidena zaczęła budowę fabryk w Arizonie, a po dojściu do władzy Trumpa zapowiedziała kolejne inwestycje w tym samym miejscu.