Polityczno-prawna burza wybuchła we Francji wokół sklepu z żywnością, kosmetykami, książkami i odzieżą w Bordeaux. Jego właściciel zakazał kobietom i mężczyznom robienia zakupów w tym samym czasie. Zdaniem handlowca, który jest muzułmaninem, jest to niezgodne z zasadami Islamu.
Prefektura w Bordeaux zapowiedziała wytoczenie procesu właścicielowi sklepu za dyskryminację klientów pod względem płci - grozi mu kara do trzech lat więzienia i 45 tysięcy euro grzywny. Jego adwokat twierdzi jednak, że tabliczka wywieszona przy wejściu do sklepu została źle zrozumiana. Prawnik zapewnia, że informacja o tym, które godziny są "zarezerwowane" na zakupy dla "sióstr", czyli kobiet są jego zdaniem tylko wskazówką, kiedy muzułmanki powinny przychodzić, by zmniejszyć ryzyko spotkania z mężczyznami - określanymi jako "bracia".
Zdarzyło się już, że kobieta przyszła o nieodpowiedniej godzinie i mimo wszystko została obsłużona - zapewnia właściciel sklepu "De l’Orient à L’Occident" ("Ze Wschodu na Zachód"). Wielu klientów płci męskiej skarży się jednak, że zostali wyproszeni ze sklepu bez możliwości zrobienia zakupów, bo przyszli w godzinach zarezerwowanych dla pań. Oburzone są natomiast mieszkające wokół muzułmanki, które twierdzą, że nie chodzi o dyskryminację, tylko o poszanowanie tego, że nie chcą spotykać się w sklepie mężczyznami.
Liderzy prawicowej opozycji protestują przeciwko postępującej islamizacji Francji i oburzają się, że lewicowy prezydent Francois Hollande nie podejmuje niezbędnych kroków, by zmniejszyć liczbę imigrantów przybywających z krajów muzułmańskich. Mer Bordeaux - były premier Francji Alain Juppe, który chce startować w najbliższych wyborach prezydenckich - zapowiedział, że nie będzie tolerować w tym mieście tego typu "godnych potępienia praktyk".
(mn)