Władimir Putin postanowił przypomnieć kto rządzi w Rosji. Na spotkaniu z rządem kazał przywrócić kursowanie zawieszonych pociągów podmiejskich tzw. elektryczek, sugerując, że ministrowie stracili rozum. Zakazał także chorym członkom rządu przychodzić do pracy, aby nie zarażali grypą kolegów.
Od początku tego roku w 22 rosyjskich regionach przestały kursować podmiejskie pociągi. Zabrakło na nie pieniędzy i mieszkańcy rosyjskich prowincji nie mieli jak dojechać do pracy, szpitala, czy szkoły. Przez prawie miesiąc ich los nikogo nie interesował. Stało się tak, mimo że pojawiały się dramatyczne doniesienia, że ludzie saniami wożą chorych do szpitali.
Dopiero w środę rosyjski prezydent - który uwielbia taki rodzaj politycznego teatru - wezwał do swojej podmoskiewskiej rezydencji ministrów. Trzęsącemu się i jąkającemu wicepremierowi Arkadijowi Dworkowiczowi wyjaśnił, że nie za miesiąc, ale natychmiast ma uruchomić elektryczki.
Czy u nas istnieje ministerstwo transportu? Przecież nie chodzi o odwołanie jednego autobusu. Straciliście rozum! To nie jest poważne. Przecież rzecz dotyczy tysięcy ludzi - mówił Putin do wicepremiera.
Problem po miesiącu dostrzegły kontrolowane przez Kreml media. Zaczęły na wyścigi pokazywać ludzi odciętych od świata, zrozpaczonych i oburzonych mieszkańców prowincji.
Ponownie okazało się, że bez dobrego cara Putina, w Rosji nic nie działa. Społeczeństwo kolejny raz upewniło się, że car jest dobry a źli są bojarzy.