Premier Węgier Viktor Orban zaapelował do Węgrów o udział w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. "Pokażmy Brukseli, stańmy w obronie Węgier" - powiedział w Radiu Kossuth.
Trzeba pokazać ludziom w Brukseli, że na Węgrzech dzieje się to, czego chcą Węgrzy, i to nie w Brukseli, w biurach różnych skręcających w lewo partii i "organizacji pozarządowych" George'a Sorosa, będzie zapadała decyzja o tym, co się dzieje na Węgrzech i w Europie - oznajmił Orban.
Nie jesteśmy skłonni robić tego, co dyktuje Bruksela, jeśli nie jest to dobre dla Węgrów - zaznaczył.
Oświadczył, że w 2010 roku Bruksela domagała się oszczędności, na co rząd odesłał z kraju Międzynarodowy Fundusz Walutowy i obniżył podatki. Potem - jak powiedział - Bruksela chciała, by "banki mogły wyciągnąć od ludzi stukrotność kredytów walutowych" oraz by obowiązywały wysokie ceny mediów, na co Węgry wprowadziły ich obniżkę.
Potem powiedzieli, żebyśmy wpuścili migrantów, a my zbudowaliśmy ogrodzenie. Teraz oznajmili, żebyśmy przyjmowali z powrotem migrantów, ale my nie chcemy się zgodzić na obowiązkowe kwoty relokacyjne - oświadczył Orban.
Według niego "proimigracyjne kraje" nie zrezygnowały z planów przeobrażenia Europy Środkowej w multikulturalne państwa o mieszanych społeczeństwach. Według niego Zachód nie uważa tego za zagrożenie terroryzmu.
Ja jednak dotrzymuję pola, bez mrugnięcia okiem stanę nawet do najbardziej brutalnego konfliktu, bo moralna przewaga jest po naszej stronie - oznajmił.
Zaznaczył, że to Węgrzy będą decydować, co się dzieje w ich kraju. Możemy zawierać kompromisy w mniej ważnych sprawach, ale teraz jest post, a post służy do tego, żeby dać pierwszeństwo sprawom ważnym, a istotą jest migracja - oznajmił.
Według niego brukselscy politycy żyją w "bance mydlanej". Nie pozwólmy, żeby brukselska bańka oderwała nas od ziemi! - zaapelował.
Jak dodał, Europa to nie Bruksela, tylko państwa członkowskie. To my dajemy im pełnomocnictwa, a nie oni posługują się nami, dlatego to my musimy mówić, co oni mają robić - powiedział.
Premier nawiązał też do faktu zawieszenia w środę rządzącego na Węgrzech Fideszu w prawach członka Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Zaznaczył, że dla dobra żadnej dyscypliny partyjnej nie zrezygnuje z obrony chrześcijańskiej Europy i walki z migracją.
Zgromadzenie polityczne EPL decydując o zawieszeniu Fideszu przypomniało w rezolucji o warunkach, jakie jest partii przedstawił szef frakcji EPL w PE Manfred Weber. Chodziło o zdjęcie plakatów z szefem KE Jean-Claude'em Junckerem, na których twierdzono, że chce on wraz z amerykańskim finansistą George'em Sorosem "osłabić prawa państw członkowskich do ochrony granic" i "ułatwić imigrację poprzez wizę migracyjną", przeproszenie za słowa, że ci, którzy domagali się wyrzucenia Fideszu z EPL za tę kampanię, to "pożyteczni idioci", oraz wyjaśnienie sytuacji Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (CEU).
Rząd węgierski ujawnił plany Brukseli dotyczące migracji, dlatego są teraz wściekli, ale nie wolno się cofnąć, nieustannie trzeba informować ludzi, muszą mieć świadomość, do czego szykuje się Bruksela - powiedział Orban.
Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się na Węgrzech 26 maja.
Według opublikowanego 1 marca sondażu Instytutu Nezoepont na rządzącą na Węgrzech koalicję konserwatywnego Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej chce głosować w wyborach do PE 54 proc. respondentów deklarujących, że na pewno pójdą do urn. Z badania wynika, że węgierska koalicja rządząca może zdobyć o dwa mandaty więcej niż ma obecnie, czyli 14 zamiast 12.
Sondaż wykazał, że na narodowy Jobbik chce głosować 13 proc. badanych, co przełożyłoby się na najwyżej 3 mandaty z 21 przypadających na Węgry, a na Węgierską Partię Socjalistyczną 11 proc. (2 mandaty). Koalicja Demokratyczna zdobyłaby 6 proc. głosów, a partia Polityka Może Być Inna 5 proc. Obie te formacje uzyskałyby po jednym mandacie.