Żaden z górników przebywających w sztolni, w której doszło do wybuchu metanu, nie mógł go przeżyć – oświadczyła komisja badająca przyczyny niedzielnej katastrofy w kopalni węgla w Doniecku na Ukrainie. Ratownicy dotarli dotychczas do 89 ciał górników.
Warunki panujące w sztolni nie dawały im żadnych szans - stwierdził Serhij Storczyk, jeden z członków komisji.
11 osób wciąż uważa się za zaginione. Ciała ośmiu z nich znajdują się w sztolni, w której od niedzieli utrzymuje się pożar. W czwartek ratownicy przystąpili do pełnego odizolowania tej części kopalni. Jak ocenił minister przemysłu węglowego Serhij Tułub, zwłoki mogą być wydobyte na powierzchnię dopiero po ugaszeniu pożaru, czyli nawet za sześć miesięcy.
Zdaniem komisji najbardziej wiarygodną przyczyną katastrofy w donieckiej kopalni był nagły wyrzut metanu. Niestety mierniki stężenia gazów w dniu wybuchu nie zanotowały niczego, co mogłoby zapowiadać eksplozję.
Wybuch w kopalni nastąpił w niedzielę nad ranem na głębokości ponad tysiąca metrów. Pod ziemią przebywało wówczas ok. 450 górników nocnej zmiany. Większość z nich udało się ewakuować.
Eksplozja w Doniecku na wschodniej Ukrainie jest największą katastrofą w górnictwie tego kraju od czasu uzyskania niepodległości. Dotychczas najtragiczniejszym w skutkach wypadkiem był wybuch pyłu węglowego w kopalni im. Barakowa w Krasnodonie w obwodzie ługańskim w 2000 r. Zginęło wówczas 80 osób.