"Niemcy i Holandia nie chcą na szczycie UE ambitnych zapisów w sprawie unijnego finasowania inwestycji w obronność" - przekazał korespondentce RMF FM Katarzynie Szymańskiej-Borginon wysoki rangą dyplomata UE. Chodzi między innymi o sformułowanie o finasowaniu "uzupełnienia krytycznych luk w zdolnościach" obronnych krajów UE. Niemcy zamiast tego chcą o sprawie "dyskutować".
W grę Niemiec gra również szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen. Mimo zapowiedzi i prośby przywódców, szefowa KE nie przedstawi dzisiaj na szczycie dokumentu z opcjami w sprawie finasowania unijnej obrony.
Wczoraj na posiedzeniu unijnych ambasadorów poinformowano, że von der Leyen "tylko ustnie" zaprezentuje tę sprawę. "Wiadomo, że Niemcy tego nie chcą i teraz dołączył do tego Rutte" - usłyszała dziennikarka RMF FM.
Na razie w tekście tzw. wniosków końcowych ze szczytu nic się nie zmieniono, ale jak twierdzą dyplomaci, z którymi rozmawiała Katarzyna Szymańska-Borginon - zanosi się na ostrą debatę w tej sprawie.
Kontrowersyjny zapis brzmi: "Rada Europejska zwraca się do Komisji i Wysokiego Przedstawiciela o przedstawienie możliwości finansowania w celu wzmocnienia bazy technologicznej i przemysłowej sektora obronnego oraz uzupełnienia krytycznych luk w zdolnościach".
"Pojawiły się pierwsze krytyczne uwagi" - mówi dyplomata - "że premier Holandii Mark Rutte, który niedługo obejmie stanowisko szefa NATO, chce obniżyć poziom ambicji w dziedzinie obrony".
Kraje, którym najbardziej zależy na unijnym finasowaniu inwestycji obronnych, to między innymi Francja, Polska, kraje bałtyckie.
Z chłodem ze strony tzw. płatników netto, czyli krajów, które więcej wpłacają do unijnego budżetu niż z niego wyciągają, może spotkać się także premier Donald Tusk i przywódcy krajów bałtyckich.
Niemcy, Holandia oraz inni płatnicy netto uważają, że wystarczy, by kraje UE zwiększyły wydatki na obronę do 2 proc. PKB. Według nich znajdzie się wtedy finasowanie. Argumentują, że aktualna dyskusja o tym jest bezcelowa, bo to kwestia kolejnego budżetu UE.
"Niektóre kraje Unii nie chcą sięgać do swojej kieszeni" - powiedział wysoki rangą unijny dyplomata w sprawie finasowania z unijnych pieniędzy projektu Polski i krajów bałtyckich dotyczącego wzmocnienia obrony granicy z Rosją i Białorusią.
Jeden z dyplomatów zasugerował wprost, że chodzi o Niemcy. Powiedział: "To Berlin nie jest gotowy od razu sypnąć groszem".
Już w marcu na unijnym szczycie była wstępna dyskusja w tej sprawie. Padły wówczas pytania, na co konkretnie mają iść unijne pieniądze.
Dlatego dzisiaj Polska i kraje bałtyckie będą prezentować konkretny projekt - Tarczę Wschód oraz pierwsze wyliczenia kosztów.
Wzmocnienie polskiego odcinka wschodniej granicy o długości 700 km ma kosztować 2,5 mld euro. O wiele droższa będzie budowa "żelaznej kopuły" nad polskim niebem.