"Byliśmy sami, a potem przybył Wojtyła" - to tytuł wywiadu z byłym prezydentem Lechem Wałęsą, który w sobotę opublikował włoski dziennik "La Repubblica". Tematem rozmowy są wydarzenia, które doprowadziły do upadku muru berlińskiego.
Wywiad z Lechem Wałęsą ukazał się w literackim dodatku do rzymskiej gazety, "Robinson", którego najnowszy numer poświęcony jest 30. rocznicy upadku muru berlińskiego.
Przywołując okres narodzin Solidarności, Lech Wałęsa stwierdził: "Cały świat mówił nam: przestańcie robić głupoty, w kraju kontroluje was krok po kroku dwieście tysięcy sowieckich żołnierzy, wokół Polski jest ich ponad milion, są silosy broni nuklearnej".
Powtarzano nam, że działania były z góry przegrane, że komunizm jest nietykalny - dodał. Podkreślił, że wszystko zmieniło się wraz z wyborem Jana Pawła II i jego pierwszą pielgrzymką do Polski w 1979 roku.
"Oczywiście - zaznaczył - to nie papież zrobił rewolucję, ale to tak, jakby dał nam słowo, a my przełożyliśmy je na zwycięstwo".
Zdaniem Lecha Wałęsy polski papież "przyspieszył bieg zdarzeń" i nakłonił do pokojowego protestu, a przede wszystkim - stwierdził - sprawił, że nie doszło do rozlewu krwi.
Pytany o to, czy rozmawiał z Janem Pawłem II o murze berlińskim, były prezydent odpowiedział : "Właśnie dlatego, że ja i Ojciec Święty znaliśmy się dobrze, nie mówiliśmy o tym, rozumieliśmy się bez słów".
Lech Wałęsa przywołał dzień poprzedzający upadek muru berlińskiego, czyli 8 listopada 1989 roku, przypominając, że kanclerz Helmut Kohl był wtedy w Warszawie.
Wieczorem poprosił o spotkanie z Solidarnością. Przyjeżdżamy. Po wymianie uprzejmości mówię: panowie, za chwilę upadnie mur w Berlinie, a potem upadnie ZSRR, jesteście gotowi na to trzęsienie ziemi?. Odpowiada mi niemiecki minister spraw zagranicznych (Hans-Dietrich) Genscher: drogi przyjacielu, chcielibyśmy mieć problemy tego rodzaju, ale zanim to nastąpi, wyrosną wysokie drzewa na naszych grobach - opowiada Lech Wałęsa.