Pięciu młodych mężczyzn odpowiada przed holenderskim sądem za napady z lat 2020 i 2021, w których zniszczone zostały sklepy sprzedające polską żywność. Śledztwo wykazało, że były to przestępstwa na zlecenie, ale podejrzani o ich dokonanie nie ujawnili, przez kogo zostali wynajęci.
Proces rozpoczął w poniedziałek przed sądem w Schiphol. Stanęło przed nim pięciu oskarżonych o pięć ataków na sklepy sprzedające polskie produkty. Jeden z podejrzanych przyznał się, że w zamian za podłożenie ładunku wybuchowego w sklepie w Aalsmeer w centralnej Holandii otrzymał 2 tys. euro.
W grudniu 2020 r. i na początku stycznia 2021 r. doszło do ataków na polskie supermarkety m.in. w Aalsmeer, Heeswijk-Dinther, Beverwijk i Tilburgu.
Podejrzanymi o dokonanie ataków są młodzi mężczyźni po dwudziestce. Prokuratura twierdzi, że wszystkie ataki są ze sobą powiązane i były przeprowadzone "profesjonalnie, przy użyciu ciężkich materiałów wybuchowych".
Sposób działania był zawsze ten sam: wybijano szybę sklepu, umieszczano kanistry z benzyną wewnątrz budynku lub pod elewacją, po czym zdalnie detonowano ładunek wybuchowy - wynika z sądowych dokumentów.
Mężczyźni nie chcieli wyznać, na czyje zlecenie dokonali ataków. Wiadomo natomiast, że właścicielami supermarketów byli najczęściej Kurdowie, sklepy sprzedawały polskie produkty, a ich klientami byli głównie Polacy.
W toku prowadzonego śledztwa prokuratura wielokrotnie podkreślała, że ataki nie miały podłoża etnicznego i nic nie wskazuje na to, aby były one skierowane przeciwko Polakom. W mediach pojawiły się spekulacje, że ataki zostały zlecone przez konkurujących ze sobą właścicieli marketów, jednak na razie nie znaleziono na to dowodów.