19 września świętujemy Dzień Emotikona. Według różnych źródeł - mniej lub bardziej naukowych - nazwa wywodzi się od dwóch angielskich słów: "emotion" (emocje) i "icon" (znak). Wraz z rozwojem komputerów, internetu, a co za tym idzie potrzeby przyśpieszenia komunikacji, wymyślono skróty klawiaturowe i piktogramy bez których komunikacja za pośrednictwem komunikatorów czy SMS-ów jest dziś dla wielu niemożliwa.

REKLAMA

Kiedy po raz pierwszy użyto emotikona? Prawdopodobnie 19 września 1982 roku. Wtedy Scott Fahlaman za pomocą zestawienia klawiaturowych znaków miał po praz pierwszy wysłać uśmiech ;-)

Emotikony przeszły długą drogę do formy, w której funkcjonują obecnie. Wraz z rozwojem technologii i wzrastającą liczbą użytkowników smartfonów częściowo zastąpiły je emoji, czyli piktogramy. Są niczym innym jak graficznym rozwinięciem, wręcz ewolucją pierwotnych kombinacji znaków klawiaturowych. Wszystko poszło w kierunku uproszczenia - klikasz i masz. Serduszka, słoneczka, buźki, budynki, zwierzęta i wiele innych.

Po co nam właściwie emotikony i emoji? Nikt nie ma wątpliwości, że chodzi o przekazanie lub wzmocnienie emocji. W mowie odbywa się to za pośrednictwem natężenia głosu, artykulacji, mimiki, które są bardzo ważnym elementem w komunikacji interpersonalnej. Poszczególne kanały przekazu informacji mają zróżnicowany wpływ na kształtowanie ogólnej oceny wypowiedzi.

I tak treść wyrażona poprzez słowa wpływa jedynie w 7 proc. na interpretację przez odbiorcę, przekaz zawarty w tonie głosu decyduje w 38 proc., a to jaki mamy wyraz twarz w czasie przekazywania komunikatu w 55 proc. - to dane wynikające z różnych naukowych źródeł. Znajdziecie je w podręcznikach psychologicznych, czy komunikacji interpersonalnej.

Można więc postawić tezę, że samo pisanie przez komunikator internetowy czy SMS nie jest w stanie skutecznie przekazać całości myśli nadawcy. Staje się de facto ułomna, kadłubkowa, niekompletna. Automatycznie więc pojawia się potrzeba uzupełnienia przekazu, czyli przestrzeń dla emotikonów.

Debata dotycząca tego, czy emoticony barbaryzują język, czy go ubogacają, trwa. Tu zdania językoznawców są podzielone. Można znaleźć entuzjastów, którzy w dobie tzw. społeczeństwa obrazkowego w emotikonach odnajdują uzupełnienie języka, szansę poprawę skuteczności komunikowania.

Inni z kolei dostrzegają problem zubożenia słownictwa, jakim posługują się zwłaszcza ludzie młodzi. Zamiast ubogacać, ciągle je skracają, zastępując wyrazy. O gramatyce czy ortografii często nie ma mowy. Powstają skróty i slang niezrozumiałe dla ogółu. Język zastępowany jest ikoną. Czy to dobrze, czy źle? Spory naukowe zostawmy specjalistom.

Komunikacja interpersonalna ma być skuteczna, a na pewno - buźki, słoneczka, itp. W tym pomagają.

(nm)