2 lata więzienia - taki prawomocny wyrok zapadł wobec znanego dziennikarza motoryzacyjnego Macieja Zientarskiego za spowodowanie w 2008 r. wypadku ferrari, w którym zginął inny dziennikarz. Sąd złagodził wyrok sądu poprzedniej instancji.

REKLAMA

Na wniosek obrony złagodzono wyrok sądu pierwszej instancji, który w styczniu br. skazał Zientarskiego na 3 lata więzienia bez zawieszenia. Obrońcy skazanego najprawdopodobniej złożą wniosek kasacyjny do Sądu Najwyższego.

Obrońcy Zientarskiego nie kwestionowali jego winy, ale wyrok uznali za zbyt surowy. Powołując się na poważny uszczerbek na zdrowiu Zientarskiego i jego niekaralność, wnieśli o nadzwyczajne złagodzenie kary oraz o zawieszenie jej wykonania lub o zwrot sprawy sądowi I instancji. Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych (bliskich ofiary) nie sprzeciwił się wnioskowi o zawieszenie kary. Prokuratura była za utrzymaniem wyroku 3 lat więzienia.

W lutym 2008 r. ferrari prowadzone - według oskarżenia - przez Zientarskiego rozbiło się o filar wiaduktu na Mokotowie. Samochód jadący z prędkością 150 km/h - na odcinku, gdzie obowiązywało ograniczenie do 50 km/h - rozpadł się i stanął w płomieniach. Zginął jadący autem dziennikarz "Super Expressu" Jarosław Zabiega. Zientarski został ciężko ranny; długo był w śpiączce. W 2010 r. przedstawiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku przez niezmniejszenie prędkości - za co grozi do 8 lat więzienia. On sam oświadczył, że nie pamięta wypadku i odmówił wyjaśnień.

W styczniu br. Sąd Rejonowy skazał Zientarskiego na 3 lata więzienia i 8 lat zakazu prowadzenia pojazdów. Sąd podkreślił, że kierowcy drastycznie naruszający podstawowe zasady ruchu muszą się liczyć z karami więzienia bez zawieszenia. SR uznał, że Maciej Zientarski z winy umyślnej jaskrawo naruszył podstawową zasadę ruchu - kierowania z prędkością pozwalającą na panowanie nad autem i to w miejscu, gdzie była oznaczona nierówność jezdni i nakaz ograniczenia szybkości.