Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro musi przeprosić sędzię Justynę Koskę-Janusz za naruszenie jej dóbr osobistych i usunąć ze strony resortu oświadczenie o cofnięciu jej delegacji do sądu okręgowego - orzekł w piątek Sąd Okręgowy w Warszawie.

REKLAMA

Sąd nakazał też umieszczenie oświadczenia z przeprosinami na stronie resortu sprawiedliwości. Oświadczenie ma widnieć na stronie MS przez 21 dni. Ministerstwo zapowiedziało odwołanie.

Sędzia warszawskiego SO Andrzej Kuryłek wskazał, że komunikat z przeprosinami musi posiadać następującą treść: "Przepraszam sędziego Justynę Koskę-Janusz za bezprawne naruszenie jej dóbr osobistych polegające na naruszeniu dobrego mienia, narażeniu na utratę dobrej opinii oraz zarzuceniu niewłaściwego postępowania przy pełnieniu funkcji sędziego zawarte w treści opublikowanego na oficjalnej stronie Ministerstwa Sprawiedliwości komunikatu pod tytułem "Oświadczenie w sprawie skrócenia delegacji sędzi Justyny Kostki-Janusz wydanego w związku z decyzją 19 września 2016 roku o cofnięciu delegacji". Minister Sprawiedliwości".

W pozostałym zakresie powództwo zostało oddalone.

W ustnym uzasadnieniu piątkowego wyroku sędzia Kuryłek podkreślił, że "minister mógł mieć własne zdanie i je rzeczowo zakomunikować, ale nie za pomocą tego typu wypowiedzi, które w ewidentny sposób obniżały poczucie wartości wewnętrznej, czci i naruszały dobre imię powódki".

Minister skrócił delegację sędzi

Sędzia Justyna Koska-Janusz pozwała ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę w procesie cywilnym o naruszenie jej dóbr osobistych po oświadczeniu Ministerstwa Sprawiedliwości z 4 października 2016 r. w sprawie skrócenia jej delegacji do SO w Warszawie wydanej od 1 lipca do 31 grudnia 2016 r. Sędzia poczuła się urażona oświadczeniem resortu.

"Do Ministerstwa Sprawiedliwości dotarła informacja, że to właśnie sędzia Justyna Koska-Janusz miała się wykazać wyjątkową nieudolnością i zupełnie nie radzić sobie z prowadzeniem bardzo prostej, choć głośnej sprawy, co było szeroko komentowane i krytykowane w mediach. Chodziło o zdarzenie z grudnia 2013 r. spowodowane przez Izabellę Ch., która, będąc pod wpływem alkoholu, wjechała luksusowym mercedesem w przejście podziemne w samym centrum Warszawy. Media obwiniały prowadzącą postępowanie Justynę Koskę-Janusz o pobłażliwość wobec oskarżonej i nieudolność w prowadzeniu sprawy" - napisano wtedy w oświadczeniu MS.

"Po sprawdzeniu tych informacji minister sprawiedliwości 19 września 2016 r. podjął decyzję o skróceniu delegacji sędzi Justyny Koski-Janusz do 1 października 2016 r., by uniknąć zarzutu, że w Sądzie Okręgowym, do którego trafiają sprawy skomplikowane i trudne, orzeka taki sędzia. W Sądzie Okręgowym powinni orzekać tylko sędziowie o wysokich umiejętnościach, sprawności i profesjonalizmie" - głosił komunikat resortu umieszczony na stronie internetowej i przekazany mediom.

Koska-Janusz orzekała w sprawie Ziobry

W trakcie procesu Koska-Janusz powiedziała, że oświadczenie MS nie tylko ugodziło w jej dobra osobiste, ale również w podejście stron do orzekania przez nią w sprawach. Zaznaczyła, że nie kwestionuje prawa ministra do skrócenia czasu delegacji do innego sądu, jednak nie są to decyzje ogłaszane publicznie - przypominała. Jak mówiła, w jej sprawie wydano uwłaczające jej godności oświadczenie.

W pozwie przeciw ministrowi sprawiedliwości sędzia Koska-Janusz wnosiła, by sąd zobowiązał pozwanego do usunięcia ze stron resortu w sieci komunikatu ze sformułowaniami odnoszącymi się do niej; opublikowania przeprosin w trzech gazetach i dwóch portalach oraz wpłaty przez pozwanego 10 tys. zł na cel społeczny.

Po ujawnieniu wiadomości o skróceniu delegacji media poinformowały, że Koska-Janusz orzekała też w sprawie Ziobry, gdy ten oskarżał Jaromira Netzla o zniesławienie, i przyznała rację Netzlowi. Chodziło o słowa Netzla przed sejmową komisją śledczą badającą aferę gruntową z 2007 r., gdy były szef PZU powiedział, że jego ówczesne rozmowy telefoniczne z ministrem zaginęły, bo "Ziobro, wówczas prokurator generalny, o to zadbał". Podczas jednej z rozpraw sędzia Koska-Janusz nałożyła na Ziobrę 2 tys. zł grzywny za spóźnienie.

Władza powinna działać w granicach prawa

Po ogłoszeniu wyroku sędzia Koska-Janusz wyraziła satysfakcję z orzeczenia sądu. Ten wyrok pokazuje, że władzy nie wolno wszystkiego, że władza wykonawcza powinna działać w granicach prawa, podobnie jak władza ustawodawcza i sądownicza - podkreśliła.

Koska-Janusz zwróciła też uwagę, że "skład orzekający wyraźnie podkreślił, że zarówno ministrowi, sądowi, jak i ustawodawcy wolno tylko tyle, na ile pozwala konstytucja".

Pełnomocnik ministra sprawiedliwości mecenas Maciej Zaborowski powiedział, że nie podziela argumentacji sądu. Dodał, że będzie rekomendował skarbowi państwa złożenie apelacji.

Złożenie apelacji po analizie pełnego uzasadnienia wyroku zapowiedział też w oficjalnym komunikacie rzecznik prasowy Ministerstwa Sprawiedliwości. "Sąd uniemożliwił zapoznanie się z aktami, które ilustrowały błędy popełnione przez sędzię. Sąd wydał również wyrok bez przesłuchania Ministra i oceny jego argumentów, a zgodnie z rzymską prawną zasadą rozstrzygnięcie powinno zapaść po wysłuchaniu obu stron sporu"- czytamy w oświadczeniu.

W komunikacie MS dodano, że proces dotyczył "m. in. negatywnej oceny decyzji sędzi Justyny Koski-Janusz w głośnej medialnie sprawie kobiety, która - jak wskazywały media - będąc wcześniej już dwukrotnie zatrzymywana za jazdę pod wpływem alkoholu i mająca za to wyrok, po pijanemu wjechała samochodem do przejścia podziemnego w centrum Warszawy". "W opinii ministra sędzia zastosowała niewłaściwy tryb postępowania i poprzez taki błąd przyczyniła się do jego przedłużenia. Kobieta, która spowodowała wypadek, skutecznie potem unikała stawienia się przed organami ścigania i wymiaru sprawiedliwości" - napisano w komunikacie.

Wydany w piątek wyrok jest nieprawomocny.

(ag)