Lekarz pogotowia ratunkowego w mazowieckim Zwoleniu, który w trakcie udzielania pomocy choremu bezzasadnie opóźnił akcję reanimacyjną, został oskarżony przez prokuraturę. Jego pacjent zmarł na zawał.
64-letni lekarz został wezwany do pacjenta, który zasłabł podczas wykonywania robót hydraulicznych w studni. Mężczyzna po wyjściu ze studni, gdzie pracował z użyciem butli z gazem, stracił przytomność. O tych okolicznościach poinformował medyka dyspozytor pogotowia. Mimo to - według świadków - po przyjeździe na miejsce lekarz zbyt długo przeprowadzał wywiad i opóźniał rozpoczęcie reanimacji.
Zdaniem biegłych, medyk powinien natychmiast przystąpić do wykonania podstawowych działań reanimacyjnych, m.in. zaintubować chorego, podać mu tlen, zrobić badanie EKG. Tymczasem - według prokuratury - zaczął robić masaż serca i sztuczne oddychanie dopiero w drodze do szpitala. Pacjent zmarł po przywiezieniu na miejsce. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążenia.
Ponieważ jednak biegli nie doszukali się związku przyczynowego między działaniami lekarza a zgonem chorego, medykowi postawiono tylko zarzut narażenia na bezpośrednią utratę życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi mu kara więzienia od trzech miesięcy do pięciu lat.