Od początku swojej kadencji Jerzy Kropiwnicki odbył już 11 służbowych podróży zagranicznych, z czego za 9 zapłacili podatnicy. W sumie w czasie 10 miesięcy rządów nie było go w mieście około półtora miesiąca. A plan podróży prezydenta jest naprawdę imponujący.
Okazuje się, że Kropiwnicki to zagorzały globtroter. Zimą, wraz z łódzkimi biznesmenami, pojechał do Niemiec, a później na chwilę wpadł do Belgii. W maju był wyjazd do Francji i odwiedziny w Rzymie, gdzie wraz z radnymi prezydent wręczył papieżowi honorowe obywatelstwo Łodzi.
Zaraz potem Kropiwnicki poleciał do Izraela, by rozmawiać o przyszłorocznych obchodach likwidacji getta. Po drodze do Belgii była Szwecja, a potem znów Niemcy – rozmowy o obchodach rocznicy likwidacji getta. O tym samym Kropiwnicki rozmawiał też z Amerykanami i Kanadyjczykami, najpierw jednak odwiedził Odessę.
Podróże prezydenta kosztowały łodzian 47210 zł. Jak łatwo policzyć, kwota jest wystarczająca, by zatrudnić kilkudziesięciu policjantów albo dofinansować oświatę.
Teraz kolejne pytanie: Chciałabym się dowiedzieć, jakie korzyści przyniosły te podróże? Czy pan prezydent jest w stanie wskazać chociaż jednego inwestora, dzięki któremu powstaną nowe miejsca pracy w naszym mieście? - pyta radna SLD Małgorzata Niewiadomska-Cudak.
Gdyby inwestorów dawało się łapać tak jak motyle, to by było świetnie - odpowiada Kropiwnicki. Choć trudno w to uwierzyć, Łódź jest nadal miastem mało znanym. Zaniedbań w promocji nie da się wyrównać w ciągu jednej czy nawet 10 podróży.
Jakich jeszcze argumentów używa prezydent Łodzi, posłuchaj w relacji:
Okazuje się jednak, że prezydenci innych miast nie muszą ruszać się z miejsca, by utrzymywać dobre stosunki z zagranicą, a jeśli już wyjazd jest konieczny, urzędnicy finansują go z własnych kieszeni - tak przynajmniej jest w Białymstoku.
22:45