Kolejne zamieszanie w sejmowej komisji do spraw służb specjalnych. Przewodniczący komisji, Zbigniew Wasserman z klubu "Prawo i Sparawiedliwość" zawiesił wczoraj członkostwo w niej. Jest to protest przeciwko marginalizowaniu komisji przez parlamentarną większość. Zdaniem Zbigniewa Wassermana o marginalizowaniu opozycji świadczy fakt, że w komisji zasiada tylko 4 posłów i tylko jeden jest przedstawicielem opozycji.
Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Zbigniew Wasserman tłumaczył wczoraj dlaczego dopiero teraz protestuje, skoro kiedy wybierano komisję - a jej skład był wówczas taki sam jak teraz - zgodził się jej przewodniczyć. Wasserman mówił, że wtedy marszałek Sejmu deklarował rozszerzenie komisji z pięciu do dziewięciu osób i wprowadzenie do niej posłów z opozycji. Komisja reprezentowałaby wtedy układ sił w parlamencie. Tak jednak się nie stało – po rezygnacji Zbigniewa Siemiątkowskiego, w komisji pracują już tylko cztery osoby, w tym trzy z koalicji. „Założenia były deklaracjami, fakty pokazywały inną rzeczywistość” – mówił Lech Kaczyński z PiS-u. Jego zdaniem, komisja w obecnym kształcie nie ma prawa wydawać żadnych opinii na temat szefów służb specjalnych. Tymczasem jak się okazało, marszałek Sejmu Marek Borowski zwrócił się już dawno do klubów, by zgłosiły nowych kandydatów do pracy w komisji – do dziś jednak, żaden poseł się nie zgłosił. Marszałek czeka do dzisiejszego popołudnia. SLD zaproponował też nowy podział parytetów w komisji. „Wszystkie działania, które mogą być podjęte w tej sprawie są podejmowane tak szybko jak to możliwe. Jestem zainteresowany tym, aby jak najszybciej można było powołać tę komisję w takim składzie, jak zapowiadałem na początku” – mówił marszałek Sejmu. Problem jednak w tym, że żaden z posłów opozycji nie ma certyfikatu pozwalającego na dostęp do tajnych informacji. Procedura jego przyznawania trwa kilka miesięcy – możliwe więc, że w tym czasie w speckomisji nie będzie opozycji.
Foto: RMF
06:40