Łódzka prokuratura oskarżyła 41-letniego Adama D. o zabójstwo matki i siostry. Po dokonaniu zbrodni mężczyzna upozorował napad rabunkowy. Grozi mu dożywocie. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Okręgowego w Łodzi. Mężczyzna przyznał się do zbrodni. Twierdzi, że kobiety go zdenerwowały.
62-letnia matka i jej 37-letnia córka mieszkały wspólnie w jednym z bloków przy ul. Armii Krajowej na łódzkim osiedlu Retkinia. Młodsza z kobiet była prawniczką zatrudnioną w jednej z łódzkich kancelarii. W lipcu ub. roku na policję zadzwonił 41-letni Adam D., który twierdził, że w mieszkaniu odkrył ciała siostry i matki. Mężczyzna twierdził, że przyjechał do mieszkania wraz z żoną. Był zaniepokojony - jak wówczas mówił - brakiem kontaktu z rodziną. Miał własne klucze do mieszkania.
Biegły medyk sądowy stwierdził, że do zbrodni doszło najprawdopodobniej trzy dni przed odkryciem ciał. Jak ustalono, mężczyzna zaatakował najpierw siostrę, później matkę. Kobiety zginęły m.in. od ciosów zadanych tępym narzędziem. Młodszą z kobiet poraził paralizatorem i dusił kablem. Po dokonaniu zbrodni upozorował włamanie. Z mieszkania zabrał kilka rzeczy, m.in.: komputer, telefon komórkowy, modem. Porozrzucał dokumenty siostry, chcąc zwrócić uwagę, że zbrodnia mogła mieć związek z jej zawodem. Zabrał też siekierę, kabel i paralizator, które później wyrzucił jadąc samochodem.
Po kilku dniach policjanci zatrzymali Adama D. Podczas przesłuchania przyznał się do zabójstw. Z jego relacji wynikało, że kobiety zaczęły mu zarzucać "brak zaradności życiowej". Te zarzuty go zdenerwowały i dlatego zabił siostrę i matkę. Wskazał też miejsce ukrycia narzędzia zbrodni - siekierę, a także rzeczy, które zabrał z mieszkania siostry i matki. Jak ustalono podczas badań, mężczyzna w chwili zbrodni był w pełni poczytalny.