Kilkaset osób uczestniczyło w manifestacji pracowników sądów w Krakowie. Domagają się podwyżek swoich pensji o 1000 złotych i lepszych warunków pracy.
Pracownicy mówią, że teraz często zarabiają minimalną płacę krajową, a to oznacza też ogromne braki kadrowe i wydłużenie prowadzenia spraw sądowych. To bardzo ciężka praca, a nie jesteśmy za nią słusznie wynagradzani. Za najniższą krajową trudno jest przeżyć w dzisiejszych czasach - mówiła jedna z protestujących w rozmowie z reporterem RMF FM. Jeśli nie będziemy mieć wykwalifikowanej kadry urzędniczej w sądach, to w sądownictwie grozi nam kryzys - dodaje jeden z manifestujących.
Wynagrodzenie rzędu 1800 złotych nie pozwala nam normalnie funkcjonować. Duże sieci sklepów spożywczych proponują wynagrodzenie dużo wyższe niż te proponowane pracownikom sądowym. Doszliśmy do muru, dlatego wychodzimy na ulicę - mówiła Anna Jaromin ze związku zawodowego pracowników sądownictwa.
Protestujący wyruszyli sprzed siedziby sądu okręgowego przez rondo Mogilskie, przeszli ulicą Lubicz na ulicę Basztową, gdzie znajduje się Urząd Wojewódzki. Manifestujący przyszli z transparentami, na których było napisane: "Sądy to nie obozy pracy, żądamy godnych zarobków".
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Protestujący wręczyli wojewodzie małopolskiemu petycję, by przekazał ją premierowi.
Jak mówiła Onetowi Jaromin, już teraz wyraźnie widać, jak drastyczna jest skala odejść z zawodu pracownika sądowego.
Tak niskie płace powodują, że doświadczeni pracownicy po prostu odchodzą z sądów i prokuratur do innych zawodów - mówiła Onetowi. Tylko w latach 2014-2016 odeszło z samych sądów około 17 tys. naszych koleżanek i kolegów, a cała nasza grupa zawodowa liczy 36 tys. osób - wyjaśnia. Nie mamy danych za lata 2017-2018, jednak przypadki jednostkowe pokazują, że skala jest równie wielka, jeśli nie większa.