Józef Oleksy dopiął swego. Znany kolekcjoner stanowisk został nowym szefem SLD. Zdaniem wielu, fotel lidera Sojuszu ma być dla Oleksego tylko trampoliną, by w przyszłości sięgnąć po prezydenturę.
Po siedmiu latach partyjnej odstawki Józef Oleksy powrócił na III Kongresie SLD na fotel lidera - komentuje lewicowy publicysta Janusz Rolicki. Ale gdy w 1997 roku po przegranych wyborach parlamentarnych Oleksy został z Sojuszu wykolegowany przez Leszka Millera - dodaje - lewica miała 27 proc. poparcie. Obecnie wynosi ono 6 procent.
Wg innych sondaży zaledwie 5 proc. I choć SLD jest partią, która dogorywa, balansuje na granicy progu wyborczego, to wciąż jeszcze rządzi; niby-rządzi.
SLD to partia, gdzie wewnątrz ścierają się różne interesy - indywidualne i grupowe, bo jak na dłoni widać, że SLD to już partia interesu, nie idei.
Oleksy tylko czekał, by sięgnąć po władzę. Bo Józio – jak mówią o nim partyjni koledzy - kocha władzię. Ale jego apetyty są znacznie większe niż partia; ta jest dla niego za ciasna, choć potrzebna, by się odbić i bezpiecznie wylądować w Dużym Pałacu.
Dlatego wybory parlamentarne kalkulowałyby mu się na wiosnę. Rządząca przez kilka miesięcy prawicy zdąży się już wyborcom opatrzeć, a może i skompromitować. Tyle tylko że Oleksy może się zderzyć jeszcze z wyborczą masą, której wybory na wiosnę byłyby nie w smak, bo być może tylko niedobitki bezpiecznie wylądują na Wiejskiej. Co z pozostałymi?
Tak zatem partia, która dogorywa, wciąż ma decydujący wpływ kiedy pójdziemy do urn i przerwiemy to, co się dzieje.