To mogło skończyć się masakra – mówią mieszkańcy Michalczowej na Sądecczyźnie, gdzie w niedzielę doszło do groźnie wyglądającego wypadku. Pijany kierowca stracił panowanie nad samochodem, wjechał w barierki ochronne znajdujące się przy szkole podstawowej i „zatrzymał się” tuż przed figurką Matki Boskiej. Gdyby nie przedłużająca się msza, chodnikiem szedłby tłum – podkreślają mieszkańcy.
Do wypadku doszło w niedzielne przedpołudnie w miejscowości Michalczowa koło Nowego Sącza. Kierowca osobowego audi stracił panowanie nad autem, wypadł z drogi i uderzył w barierki oddzielające chodnik od jezdni. Zniszczył je na odcinku kilkudziesięciu metrów.
Jak się później okazało, kierujący samochodem miał 2,7 promila alkoholu we krwi. Tuż po wypadku mężczyzna zaczął uciekać. Na szczęście w pościg za 35-latkiem rzucił się jeden ze świadków zdarzenia. W trakcie pogoni dołączyli do niego policjanci. Razem udało im się schwytać kierowcę.
Kapliczka z figurką Matki Boskiej, przed którą zatrzymało się auto, jest niemal nietknięta. Mieszkańcy Michalczowej wierzą, że to nie przypadek. Niektórzy z nich uważają też, że dzięki Opatrzności Bożej (w niedzielę w kościele katolickim obchodzono Święto Bożego Miłosierdzia) udało się uniknąć tragedii. Ulica, przy której doszło do wypadku, prowadzi do kościoła. Gdyby nie fakt, że proboszcz parafii w Michalczowej akurat przedłużył mszę, w chwili, kiedy kierowca uderzył w barierki, chodnikiem mogli iść wierni.
"To dziwne, że dziś ta msza tak długa była. Zupełnie jakby w tym wszystkim był palec Boży. Naprawdę dziwne!" - powiedział w rozmowie z portalem sądeczanin.info jeden z mieszkańców Michalczowej.
Za spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym, jazdę w stanie nietrzeźwości oraz brak uprawnień do kierowania pojazdem. 35-latkowi grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. Dodatkowo sąd może zakazać kierowcy prowadzenia pojazdów nawet przez 15 lat.
(nm)