Inspektorzy Transportu Drogowego od rana przeglądają dokumenty przewoźnika firmy „Moana”, której 15-letni autobus miał wczoraj wypadek w Serbii. Zginęło w nim sześć. Dopiero po wypadku firma zgłosiła swój autokar w Biurze Transportu Międzynarodowego.
Kontrola potrwa co najmniej kilka lub kilkanaście dni. Zaczęła się z problemami, ponieważ inspektorzy nie mogli wejść do głównej siedziby, bo właściciel pojechał do Serbii. W towarzystwie prokuratora musieli więc udać się do jednej z filii I tam przez cały piątek zbierali wszystkie dokumenty na temat przewoźnika i autokaru, który uległ wypadkowi.
Teraz inspektorzy dokładnie je przeglądają. Szukają odpowiedzi na kilka pytań: dlaczego autobus został zgłoszony jako transport międzynarodowy dopiero po wypadku? I najważniejsze, co z jego badaniami technicznymi. Według kserokopii dowodu rejestracyjnego, ten autokar miał badania techniczne ważne do dnia 9 lipca - mówił Tomasz Połeć, szef Inspekcji Transportu Drogowego.
Okazuje się, że znalezienie nawet tak podstawowych informacji może potrwać kilka dni. Może też być konieczne przesłuchanie właściciela firmy przewozowej, gdy tylko wróci do Polski.