Już co najmniej 12 klientów jednego z poznańskich klubów "go go" zgłosiło się na policję. Twierdzą, że nieświadomie stracili w lokalu duże pieniądze. Jeden z nich miał wydać blisko 100 tys. zł. Śledztwa w podobnej sprawie prowadzą prokuratury w Warszawie i Krakowie.
Chodzi o tę samą sieć klubów. Z relacji osób, które zgłosiły się do wielkopolskich policjantów wynika, że klienci lokalu mogli być odurzani i budzili się z rachunkami opiewającymi na dziesiątki tysięcy złotych.
W opisywanych przez poszkodowanych przypadkach wyglądało to tak, że klient po opuszczeniu lokalu stwierdzał, iż z karty płatniczej zeszło mu bardzo dużo pieniędzy. Sprawę analizują policjanci z wydziału dochodzeniowego, sprawdzają, czy mogło dojść do przestępstwa - powiedział Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji. Pierwsze zgłoszenia w tej sprawie policja dostała w ubiegłym roku. Trwają analizy krwi poszkodowanych, którzy nie wykluczają, że mogli być odurzeni.
Prokuratura w obu sprawach oparła się na zapisach z monitoringu, na których widać było m.in., że obywatel Polski nie śpi, rozmawia z tancerkami, przez które jest zabawiany, dobrowolnie wyciąga kartę płatniczą z portfela, sam wstukuje kod i podpisuje wydruki, a ceny są jawne. Podobnie dwaj inni zgłaszający - poruszali się samodzielnie, wychodzili z loży, płacili, podpisywali rachunki. Monitoring nie zawiera jednak nagrania dźwięku - opowiada Bogusława Marcinkowska z krakowskiej prokuratury.
Według "Gazety Wyborczej" w ten sam sposób - jak w Poznaniu i Warszawie - mogli być poszkodowani klienci klubów m.in. w Gdańsku i Kielcach. Osoby, które nie płaciły kartami płatniczymi, miały odzyskiwać świadomość z podpisanymi przez siebie oświadczeniami w sprawie zwrotu długów za usługi gastronomiczne. Według gazety kluby prowadzi agencja reklamowo-marketingowa z Krakowa, której szefem jest Jan S., czekający na proces i oskarżony o kierowanie gangiem fałszerzy dokumentów.
(ug)