Wojewoda Mazowiecki i Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego przegrali w sądzie z właścicielem przedszkola w podwarszawskiej Nowej Iwicznej. Urzędnicy pół roku temu unieważnili pozwolenie na budowę obiektu, kiedy ten był już gotowy. Twierdzili, że wydane wcześniej pozwolenia były niezgodne z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego.
Wskutek tego, gotowe od siedmiu miesięcy przedszkole stało puste, a mieszkańcy okolicznych osiedli wozili dzieci do innych placówek lub wynajmowali opiekunki.
Wojewoda i Główny Nadzór Budowlany twierdzili, że pierwsze zezwolenie na budowę przedszkola starosta wydał z rażącym naruszeniem przepisów. Zdaniem sędziów jednak, źle to umotywowali i źle zinterpretowali zapisy planu miejscowego. Wojewoda twierdził, że na działce może powstać budynek mieszkalny, a usługowy może być jedynie dodatkiem, gdy w punkcie o tym mówiącym znajduje się słowo „lub”.
Na pytanie, co mają zrobić właściciele przedszkola wartego kilka milionów złotych, urzędnicy odpowiadali, że mogą je sobie rozebrać. Dlatego po środowym wyroku, zwycięzca Michał Otręba nie krył wzruszenia: We mnie się wszystko kłóciło, jak to tak może być, że najpierw przez dłuższy okres nie stwierdza się nieważności, a później się stwierdza. To jakiś absurd i paradoks.
To ważny wyrok, ponieważ w sytuacji, kiedy w polskim prawie nie ma precedensu, prawo do obrony w podobnych sytuacjach zyskają ci, którzy zaufali urzędnikom i realizowali inwestycje zgodnie z przepisami a później ktoś postanowił im to prawo nagle odebrać.