Po remoncie pasa startowego lotnisko w Modlinie jest formalnie otwarte od dwóch tygodni. Tyle tylko, że nie ma tam ani samolotów, ani ich pasażerów. Wczoraj węgierski Wizz Air ogłosił decyzję o wycofaniu stamtąd wszystkich swoich lotów.
Nasza dziennikarka Monika Gosławska wybrała się o poranku na lotnisko w Modlinie. Miejsce, które od świtu powinno tętnić życiem, praktycznie zamarło. Nie lądują i nie startują żadne samoloty. Parkingi świecą pustkami, podobnie jak sam terminal. Na ten ostatni nie można nawet wejść, bo drzwi pilnuje grupa ochroniarzy.
Lotnisko w Modlinie nie zarabia już od grudnia, kiedy zostało zamknięte z powodu popękanego pasa startowego. Każdy dzień bez odpraw to kolejnych 150 tysięcy złotych strat. Jedyną szansą na uratowanie portu jest podpisanie umowy z irlandzkim przewoźnikiem Ryan Air. Decyzja o ewentualnym powrocie tej firmy do Modlina zapadnie jednak dopiero we wrześniu. Wtedy też lotnisko ma ponownie zacząć działać. Dziś mimo że samoloty tam nie lądują, w porcie pracuje ponad 200 osób. Koszty funkcjonowania lotniska są teraz uważnie podliczane. Musimy bardzo rzetelnie przeprowadzić takie obliczenia. To nie mogą być szacunki. To muszą być kwoty oparte na solidnych podstawach - mówi Edyta Mikołajczyk, rzeczniczka portu. Dodaje, że prawnicy przygotowują teraz pozew przeciwko firmie Erbud, która wykonała pas startowy. Ma on zostać złożony jesienią.
Monika Gosławska