Po wizerunkowej katastrofie Polskiego Ładu w klubie Prawa i Sprawiedliwości otwarcie padają oczekiwania dymisji. Chodzi co najmniej o wiceministrów, ale celem części posłów jest zmiana szefa rządu – dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM Roch Kowalski. O czarnych chmurach zbierających się nad Mateuszem Morawieckim spekuluje się od kilku tygodni. Chaos z niższymi pensjami i szalejące ceny energii oraz gazu uwolniły niechęć wobec premiera, a posłowie nazywają go "powerpointowym szefem rządu".
Nadzieje, jakie Zjednoczona Prawica pokładała w rządowym projekcie reformy podatkowej, były ogromne. PiS i koalicjanci liczyli, że Polski Ład powtórzy kampanijny sukces programu Rodzina 500+, ugruntuje wysokie wyniki sondażowe i doprowadzi do trzeciego z rzędu zwycięstwa w wyborach parlamentarnych.
Teraz jest realna obawa, że może to nas pogrzebać - mówi RMF FM anonimowo jeden z wiceministrów. Przekonuje, że skala nieprzygotowania rządowej reformy zaskoczyła cały klub. To miał być program, który ponownie zmobilizuje naszych wyborców, a to właśnie część z nich jako pierwsza dostała po kieszeni - dodaje inny poseł Zjednoczonej Prawicy.
O niższych pensjach nauczycieli i mundurowych, o absurdach nowego systemu podatkowego i o dylemacie, kiedy skorzystać z ulgi dla klasy średniej dyskutowano nie tylko na Twitterze, ale niemal wszędzie. Ci, którzy jakichkolwiek skutków Polskiego Ładu jeszcze nie odczuli, otrzymali już prognozy wyższych cen za prąd i gaz.
Rząd dostrzegł, że gospodarcze niezadowolenie i niepewność jutra połączyły Polaków jak nic od dawna, ale do tłumaczenia Polskiego Ładu oddelegowano rzecznika gabinetu i wiceministrów. Premier od początku zamieszania wokół własnego sztandarowego programu nie zabrał głosu na ten temat. Na Facebooku stanął za to w obronie Konfederacji, której portal usunął konto. Poza zapowiedzianymi rekompensatami dla nauczycieli wiceminister Piotr Patkowski zapowiedział rozporządzenie zmieniające technikę poboru zaliczek.
Komunikacyjnie to jest kompromitacja. Nie dość, że okazało się, że Polski Ład jest niegotowy, to jeszcze rząd nie umie wyjść z jasnym przekazem - przyznaje w RMF FM poseł Solidarnej Polski.
We wtorek w Sejmie minister Przemysław Czarnek dziennikarce, pytającej o niższe pensje nauczycieli, zarzucał kłamstwo i przekonywał, że nie zna żadnego pedagoga, który na Polskim Ładzie stracił. Kolejnego dnia, na wspominanej już konferencji prasowej, rzecznik rządu zapowiadał, że nauczyciele w lutym otrzymają wyrównania pensji, co i tak nie zapewniło komunikacyjnej dyscypliny w koalicji. Minister Kamil Bortniczuk, dla którego reaktywowano cały resort sportu, pisał na Twitterze, że rząd i tak kredytuje nauczycieli, bo wypłaca im wynagrodzenia z góry.
Na podstawie "karty nauczyciela" to pastwo od lat kredytuje pensje nauczycieli - wypacajc je z gry, za nieprzepracowany jeszcze miesic... https://t.co/XiBR63SSmz
KamilBortniczukJanuary 6, 2022
W klubie PiS słychać żądanie politycznej odpowiedzialności - miałaby ją ponieść co najmniej osoba w randze wiceministra. Te głosy są jednak w rzeczywistości wotum nieufności wypowiadanym premierowi, który - według części polityków - zużył się już w roli szefa rządu. Sytuacja jest dramatyczna. Chaos wokół Polskiego Ładu będzie miał konsekwencje nie tylko w najbliższych dniach, ale i miesiącach - alarmuje jeden z posłów.
Nieudana reforma podatkowa to tylko jedno ze zmartwień premiera. Rząd na chwilę przed piątą, rekordową falą koronawirusa, nie wprowadza żadnych obostrzeń. Komisja Europejska, po części także wskutek konfliktu premiera z ministrem Zbigniewem Ziobrą, nadal nie wypłaca Polsce pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Konflikt z Czechami o Turów, wbrew wielokrotnym zapowiedziom, nie został rozwiązany, a premier zwolnił wczoraj ambasadora w Pradze. Mirosław Jasiński, powołany raptem dwa i pół tygodnia temu, pozwolił sobie na słowa szczerości i w wywiadzie dla "Deutsche Welle" stwierdził, że to polskiej stronie brakowało empatii i chęci do dialogu, jeszcze na wczesnym etapie sporu. Za przeciągające się negocjacje Polska traci 500 tys. euro dziennie.
Premier ma też problemy z wyjaśnieniem, potwierdzanych przez kolejne instytucje, dowodów na wykorzystywanie systemu Pegasus do inwigilacji m.in. szefa sztabu największej partii opozycyjnej. Ten sam kłopot ma resort Zbigniewa Ziobry, bo to z Funduszu Sprawiedliwości, wbrew przepisom, sfinansowano zakup oprogramowania. Rząd konsekwentnie udaje, że nie widzi mejli wyciekających ze skrzynki Michała Dworczyka. W ostatniej odsłonie hakerzy dostarczają domniemanych dowodów na zlecenia, które Kancelaria Premiera kierowała wprost do pracowników Telewizji Polskiej.
Oburzenie jest powszechne w całym klubie. Jeśli premier nie umie zrealizować kluczowego projektu, to znaczy po prostu, że jego czas na stanowisku się kończy - przekonuje anonimowo poseł Zjednoczonej Prawicy.