Polskie siatkarki nie dały szans Niemkom w meczu o brązowy medal Mistrzostw Europy! Podopieczne Jerzego Matlaka wygrały w setach 3:0. W pierwszej partii swobodnie pokonały rywalki 25:16, w drugiej - 25:19. Trzecia była już znacznie bardziej nerwowa, ale Niemki musiały uznać wyższość biało-czerwonych, przegrały do 23. W wielkim finale Włoszki pokonały Holandię 3:0.
Polki od początku pierwszej partii miały lekką przewagę. Przy prowadzeniu 8:5 dały się wprawdzie dogonić Niemkom, ale taki stan rzeczy nie trwał długo. Na drugiej przerwie technicznej biało-czerwone miały już cztery punkty przewagi, później jeszcze ją powiększyły i wygrały tę partię do 16.
W drugim secie było podobnie: nasze siatkarki przez cały czas prowadziły z bezpieczną kilkupunktową przewagą i ostatecznie zwyciężyły do 19. W obydwu pierwszych partiach nasze zawodniczki lepiej blokowały, lepiej atakowały i lepiej broniły.
Trzecia partia była niesłychanie wyrównana. Biało-czerwone długo nie potrafiły wywalczyć bezpiecznej przewagi. Przy stanie 23:23 w hali Atlas Arena nikt już nie siedział. Ostatecznie przy ogłuszającym dopingu kibiców Anna Barańska zdobyła dla naszej drużyny decydujący punkt.
Niestety w sobotę biało-czerwonym nie udało się zrewanżować za wcześniejsze porażki z Holenderkami, z którymi w obecnym sezonie przegrały trzykrotnie (za każdym razem 0:3). W walce o finał nasz zespół urwał tylko jednego seta. Dla Niemek już sam awans do najlepszej czwórki ME był dużym sukcesem. W półfinałowym boju z Włoszkami poniosły sromotną porażkę - podobnie jak nasze zawodniczki w pojedynku z Holandią.
Wiadomo, że każdy był już zmęczony tym turniejem, no i teraz kwestia tego, kto do końca wytrzyma: i psychicznie, i fizycznie - tajemnicę sukcesu wyjaśniała po meczu zmęczona, ale szczęśliwa Natalia Bamber:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
W sukces polskich siatkarek mocno wierzyli kibice. Całym sercem będziemy kibicować naszym "złotkom". Nie udało się wczoraj, myślę, że dzisiaj się uda i będziemy mieć medal - zapowiadali przed meczem. Po zwycięstwie biało-czerwonych łódzką halę opanowała prawdziwa euforia:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
To jedenasty krążek "złotek" w historii ich startów w czempionacie Starego Kontynentu. Po raz ostatni na podium stanęły w 2005 roku w Chorwacji. Sięgnęły wówczas po złoto.
Finałowe spotkanie nie przyniosło oczekiwanych emocji. W starciu ekip, które do decydującego meczu przystąpiły z kompletem zwycięstw, zdecydowanie lepsze okazały się Włoszki, które tylko w jednym z trzech finałowych setów pozwoliły rywalkom zdobyć 20 punktów.
W pierwszej partii wyrównana walka zakończyła się przed drugą przerwą techniczną, na którą Włoszki schodziły prowadząc 16:13. Później systematycznie powiększały przewagę i bez problemów wygrały seta 25:16.
Na początku drugiej partii inicjatywę przejęły Holenderki, które szybko zmusiły trenera reprezentacji Włoch Massimo Barboliniego do przerwania gry. Szkoleniowiec poprosił o czas, gdy jego zespół przegrywał 3:6. Po przerwie Holenderki zwiększyły przewagę do sześciu punktów, jednak Włoszki z każdą akcją grały pewniej i skuteczniej. Powoli odrabiały straty, a od stanu 14:15 zdobyły cztery punkty z rzędu i wyszły na prowadzenie 18:15. Przy wyniku 21:17 o drugą przerwę w tym secie poprosił szkoleniowiec Holandii Avital Selinger. Jego podopieczne nie zdołały już jednak odwrócić losów drugiej partii, którą przegrały 19:25.
Rozpędzone Włoszki nie dały Holenderkom żadnych szans również w trzecim secie. Przy obu przerwach technicznych podopieczne Barboliniego miały cztery punkty przewagi nad rywalkami. Później powiększyły ją do sześciu punktów (22:16), by wygrać trzeciego seta 25:20, a cały mecz 3:0 i cieszyć się z obrony tytułu mistrzyń Europy.