Pół tony trutki na szczury nie przyniosło efektu - gryzonie we Wrocławiu mają się dobrze. Akcja deratyzacja spełzła na niczym. Z obliczeń fachowców, którzy na co dzień walczą ze szkodnikami, wynika, że na jednego mieszkańca Wrocławia przypadają aż trzy szczury.
Walka ze szczurem przypomina walkę z wiatrakami. Jedna bitwa, czyli akcja deratyzacji, po której pada kilkaset szczurów, nie oznacza wygranej wojny. Urzędnicy twierdzą, że mogą wykładać tony trutki, ale dopóki lokatorzy nie zmienią swoich przyzwyczajeń, efekt będzie żaden
Dokarmianie kotów, czyli wystawianie misek z jedzeniem na klatkach schodowych, w piwnicach, powoduje, że tak naprawdę dokarmiamy szczury - przekonują urzędnicy. Trzeba zważać na ludzkie działanie, czyli zamykanie klap od śmietnika, niewyrzucanie jedzenia - dodaje.
Problem w tym, że i prewencja przynosi marny skutek. Wrocławianie, zwłaszcza ci z centrum miasta, prawie codziennie mają szanse staną oko w oko ze szczurem. Rano, gdy idę do pracy jest ich naprawdę dużo. Widziałam wielkiego jak kot. Gryzonie nie boją się ludzi - mówią naszej dziennikarce mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska.