Pirat drogowy, który w styczniu zabił 5 osób na przystanku autobusowym w stolicy, przyznał się do spowodowania wypadku i przeprosił rodziny ofiar. Proces Mikołaja P. rozpoczął się dziś przed warszawskim sądem. Mężczyźnie grozi kara do 12 lat więzienia.

REKLAMA

Wolałbym sam stracić życie. Gdybym mógł coś teraz zrobić, coś naprawić – powiedział przed sądem 29-letni mężczyzna. Oskarżony przeprosił rodziny ofiar – wyraził skruchę, ale odmówił składania wyjaśnień. Rodziny zabitych nie przyjęły jednak jego przeprosin. Posłuchaj relacji Pawła Świądra:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Do wypadku doszło w styczniu, gdy kierowca forda Focusa, jadąc w kierunku Bródna, uderzył w przystanek autobusowy, na którym stało kilkanaście osób. Cztery z nich spadły razem z autem, gdy przebiło ono barierkę dźwiękoszczelną wiaduktu i spadło ok. 5-6 metrów w dół. Dwie osoby zginęły na miejscu; trzy zmarły mimo reanimacji.

W miejscu tragedii wciąż obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 kilometrów na godzinę. Sprawca wypadku miał na liczniku ponad 100 kilometrów na godzinę. Minęło 10 miesięcy, niestety tragedia nie nauczyła niczego jeżdżących tam kierowców. Co kilka minut naszego reportera RMF FM mijał samochód jadący z o wiele większą prędkością od dopuszczalnej. Posłuchaj:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Prokuratura oskarżyła Mikołaja P. o spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. Mężczyzna podczas śledztwa zrzucał winę na złe warunki atmosferyczne. Jak dowiedział się reporter RMF Paweł Świąder wyrok w sprawie pirata drogowego może zapaść już w najbliższy poniedziałek.