Sąd aresztował na trzy miesiące 32-letniego Roberta G. oraz 29-letniego Marcina B. Obaj podejrzani są o zniszczenie grobów na łódzkim cmentarzu "Na Mani". Wcześniej pod opiekę rodziców został przekazany 16-letni chłopak, trzeci uczestnik wandalizmu na łódzkiej nekropolii.
Łódzka prokuratura przedstawiła mężczyznom zarzuty znieważenia co najmniej 350 miejsc pochówku oraz zniszczenia bądź uszkodzenia 176 nagrobków na kwotę 470 tys. zł. Grozi im kara do 10 lat więzienia.
Obaj są pracownikami zakładu kamieniarskiego znajdującego się w tej samej dzielnicy co cmentarz.
29-latek przyznał, że z kolegą zniszczył groby. Liczyli, że zarobią na ich naprawie. Drugi z mężczyzn, 32-letni Robert G., nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień.
Rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania poinformował, że prokuratura chce wycenić "globalną sumę strat". Przesłuchano doświadczonego pracownika zakładu kamieniarskiego, który stwierdził m.in., że niektóre z grobów są tak zniszczone, że nie nadają się do naprawy, inne mogą być naprawione, ale koszty będą wysokie. Kamieniarz ocenił wysokość strat na co najmniej 700 tys. zł. Nie wykluczył, że kwota może być znacznie wyższa.
Groby zostały zdemolowane w nocy z poniedziałku na wtorek, po suto zakrapianej alkoholem imprezie. Groby niszczył też 16-letni chłopak, który został jednak zwolniony do domu. Paweł, uczeń pierwszej klasy gimnazjum zaocznego, to syn właściciela zakładu, w którym pracowali dwaj pozostali mężczyźni.