Ja tylko odpowiedziałem na bezczelny atak na mnie, na poniewieranie mnie przez lata, że byłem agentem SB – mówił w piątek przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, Lech Wałęsa. Byłego prezydenta pozwał do sądu - za zarzut o agenturalną przeszłość - były pracownik Stoczni Gdańskiej Henryk Jagielski.

REKLAMA

Jak są ataki na mnie, to w sprawę włączają się zawsze przyjaciele i wrogowie. I ktoś z tej pierwszej grupy dał mi ksero z książki Cenckiewicza (Sławomira), że ten (Jagielski), który mnie oskarża o współpracę, sam był TW - powiedział przed sądem Wałęsa.

Zdaniem byłego prezydenta, "w bezpiece mimo wszystko był porządek". Jest to dziwne, że mnie wyrejestrowano ze współpracy w 1976 r., choć nigdy nie współpracowałem, a Jagielskiego do dziś nie zdjęto. Pod przysięgą mówię, że nikt w stoczni, żaden z pracowników, w tym także Jagielski, nie został zwolniony z pracy na podstawie donosów (powód twierdzi m.in., że to za sprawą donosów Wałęsy jako TW "Bolka" miał kłopoty w pracy - PAP) - zaznaczył. W mojej teczce nie powinno nic być, bo nigdy mnie nie złamano. I teraz w mojej teczce od Kiszczaka znajdują się materiały, a u Jagielskiego nie ma nic. Te materiały widać przeszły z jednej teczki do drugiej - ocenił Wałęsa.

Pytany o wiarygodność książek Cenckiewicza, Wałęsa odpowiedział, że to "kompletny blef, podróba i kłamstwo". Jeśli natomiast chodzi o Jagielskiego, to nie musiał kłamać. W moim przypadku tak - podkreślił.

Jagielski zapewnił przed sądem, że nie podpisywał żadnego zobowiązania do współpracy z SB. Pochodzę z rodziny patriotycznej, było w niej kilku piłsudczyków, nigdy w życiu nie byłem donosicielem - oświadczył.

Przed rozpoczęciem rozprawy, kilkunastoosobowa grupa z Komitetu Obrony Demokracji wywiesiła przed budynkiem sądu transparent wyrażający poparcie dla Wałęsy. Działacze KOD uczestniczyli później jako publiczność na rozprawie.


Proces toczy się od maja przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Jagielski żąda od Wałęsy przeprosin i 20 tys. zł. za nazwanie go tajnym współpracownikiem SB.

Następna rozprawa odbędzie się 26 stycznia.

Rejestrację Jagielskiego potwierdził na pierwszej rozprawie, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz. Przyznał wówczas, że pracując wraz z Piotrem Gontarczykiem nad książką "SB a Lech Wałęsa" (wydana w 2008 r. przez IPN) odkrył, że SB zarejestrowała Jagielskiego w latach 60. jako swojego tajnego współpracownika o pseudonimie "Rak".

Robiąc jednak wówczas kwerendę wszystkich dostępnych materiałów stwierdziłem, że nie zachowały się w IPN żadne inne dokumenty z lat późniejszych, świadczące o tym, że powód rzeczywiście współpracował z SB. Nie znalazłem żadnych dokumentów, które można by uznać za wytwór działalności TW “Rak". Znalazłem za to zapisy w aktach SB, że Henryk Jagielski jest “zadeklarowanym wrogiem socjalizmu". Był represjonowany, SB prowadziła przeciwko niemu w latach 1970-87 cztery sprawy operacyjne - zeznał Cenckiewicz. Historyk przyznał, że przypadek Jagielskiego, to sprawa "dość złożona". Tłumaczył, że po rozmowach z Jagielskim i kwerendzie akt uznał, że ta historia jest incydentalna. W ocenie Cenckiewicza, sam fakt rejestracji kogoś jako tajnego współpracownika, nie wystarcza, żeby uznać taką osobę za agenta.

(mn)