"Słyszysz tylko swój oddech. Dookoła śnieg i mróz. Cisza. Tam nie ma wiatru. Nic się nie dzieje" - mówi o wyprawie do Jakucji Walerian Romanowski. Rowerem w ekstremalnie trudnych warunkach przejechał 400 kilometrów. Chociaż plany były inne - tysiąc kilometrów - zaznacza, że doświadczenie, które zdobył z ekipą projektu "Oswajamy Żywioły" jest bezcenne. "Rozważaliśmy różne scenariusze, ale życie lubi zaskakiwać" - podkreśla gość naszej dziennikarki Urszuli Gwiazdy. "To co zobaczyłem, tam na miejscu, zostanie w mojej głowie do końca życia" - dodaje Piotr Marczewski, instruktor survivalu, który pieszo pokonał ponad 140 kilometrów. "Jest pokusa, żeby wrócić do Jakucji. Na razie jednak nie chcemy zapeszać" - mówi z kolei Wawrzyniec Kuc - koordynator "mroźnej wyprawy".

REKLAMA

Urszula Gwiazda: Panowie, tak na chłodno. Można nawet powiedzieć na mroźno. Z czym wracacie do Polski po tej wyprawie? Walerian zacznij ty.

Walerian Romanowski: Na pewno wracamy z doświadczeniem, które zdobyliśmy. Wydaje mi się, że to jest wartość bardzo duża, ponieważ takiego doświadczenia nie zdobędziemy nigdzie i nigdzie nie przeczytamy. Mamy większą wiedzę na temat tego, jak należy obcować z mrozem. I to będzie w pewnym sensie preludium do kolejnych projektów.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

POSŁUCHAJ PIERWSZEJ CZĘŚCI ROZMOWY URSZULI GWIAZDY Z WALERIANEM ROMANOWSKIM ORAZ PIOTREM MARCZEWSKIM

Miałeś taki moment, że pomyślałeś, że to się nie udało. Że inaczej zaplanowałeś, a inaczej wyszło?

Nie miałem takich myśli. Wiadomo, po starcie okazało się, że to nie jest takie proste.

Czyli...

Stwierdziliśmy, że nie będziemy w stanie wytopić wody ze śniegu własnym ciałem. To się okazało praktycznie niemożliwe. Też sądziłem, że na rowerze będę w stanie jechać dużo szybciej. A okazało się, że jechałem dwa razy wolniej. Czego też się nie spodziewałem. I dlatego ten start był taki dosyć trudny.

Jak to jest. Człowiek się przygotowuje. Poświęca na to część życia. A potem... nagle warunki są tak trudne, że aż trudne do przewidzenia.

Byliśmy przygotowani do tego, że nie będzie łatwo. Też mieliśmy temperaturę sięgającą -60 stopni więc to nas bardzo cieszyło. Bo może niepowodzeniem byłaby taka sytuacja gdybyśmy mieli -30 tylko. I to wiadomo byłaby tragedia dla nas. Więc woleliśmy mieć niższe temperatury i zrobić mniejszy dystans. Pojechaliśmy po to, żeby mieć kontakt z jak największym mrozem. I właśnie to mieliśmy.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Walerian Romanowski wyprawa do Jakucji

A jak twoje ciało?

Mój organizm jest już przygotowany do relacji z takimi mrozami. Wiadomo, nigdy nie jechałem w takich temperaturach tak długo, więc mnie zaskoczyło to, że po pierwszej dobie byłem, aż tak zmęczony. Ale sen w tych warunkach sprawia, że na drugi dzień czułem się już częściowo zregenerowany i mogłem jechać dalej.

Trudno to chyba nazwać snem...

Oczywiście to jest krótki i płytki sen, ale zawsze to jest odpoczynek dla organizmu.

Zastanawiałeś się już tam na miejscu, że może czas zakończyć wyprawę?

Zawsze zostaje jakiś niedosyt. Zresztą jak po każdym projekcie. Nie miałem możliwości podjęcia takiej decyzji, żeby jechać dalej, ponieważ mieliśmy tylko pięć dób do dyspozycji. Wykorzystaliśmy cztery doby i potrzebowaliśmy jeszcze jedną dobę, żeby wrócić do Jakucka, ponieważ mieliśmy na ten czas wynajęte samochody, ekipę filmową.

Nie mieliśmy czasu żeby jechać dalej.

Czas was gonił.

Tak. Mieliśmy zbyt mało czasu.

Urszula Gwiazda: Ty szedłeś.

Piotr Marczewski: Ja szedłem. W tym momencie słucham Waleriana i zastanawiam się, czy byliśmy w tym samym miejscu.

Jak to wygląda z twojej perspektywy? Tobie było łatwiej przecież.

Nie powiedziałbym, że było mi łatwiej. Każdy miał inną aktywność fizyczną i każdy mierzył się na pewno z czymś innym. Natomiast słuchając Waleriana... na pewno mnie inne rzeczy się udały. Ale też kosztem dystansu. Walerian jest wybitnym sportowcem i skupił się na dystansie. Ja skupiłem się na obcowaniu tam i jak gdyby z tyłu głowy miałem, że absolutnie nie mogę odpuścić do tego, że nie wytopię wody. Walczyłem z tym dwie doby i kosztem dystansu wytopiłem wodę.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

POSŁUCHAJ DRUGIEJ CZĘŚCI ROZMOWY URSZULI GWIAZDY Z WALERIANEM ROMANOWSKIM, PIOTREM MARCZEWSKIM ORAZ WAWRZYŃCEM KUCEM

Co to znaczy, bo ja nie rozumiem.

To znaczy, że twój organizm podczas pewnej aktywności fizycznej generuje tak małą ilość temperatury, lub pewne części twojego ciała, generują tak małą ilość temperatury, że nie jesteś w stanie roztopić śniegu do postaci płynnej. I ja skupiłem się w pewnym momencie tylko na tym zadaniu.

Ale zacząłeś biegać? Robić pompki?

Nie. Zacząłem przypominać sobie całą wiedzę, którą miałem w głowie na temat tego, gdzie podczas aktywności fizycznej będzie najcieplej. Zacząłem przemieszczać butelki ze śniegiem w różne części ciała i robić aktywność fizyczną. I po długim czasie, kiedy byłem już tam w jakimś stopniu odwodniony, po około 40 km zauważyłem, że udaje mi się wytopić wodę ze śniegu przy tętnicy udowej. Tam było naprawdę ciepło. Zacząłem korzystać z tej wiedzy i to były bardzo małe ilości wody. Natomiast w dłuższym okresie czasu były coraz większe, mogłem dosypać większej ilości śniegu. I kosztem dystansu, w zasadzie po drugiej dobie, udało mi się osiągnąć całą butelkę wody.