Lubuska policja zatrzymała dwie pielęgniarki z tamtejszego punktu szczepień, które zamiast preparatów na krztusiec, błonicę, tężec i żółtaczkę – podawały pacjentom szczepionkę na Heine-Medina. Pielęgniarkom grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.

REKLAMA

Pacjenci płacili za szczepionki od 40 do 180 złotych a w zamian otrzymywali zwykłą szczepionkę chroniącą tylko przed chorobą Heinego-Medina refundowaną przez NFZ. Pieniądze trafiały do kieszeni oszustek.

Biegli będą teraz oceniać, czy podawanie nieodpowiedniej szczepionki nie naraziło pacjentów na utratę zdrowia lub życia. Policja nie wyklucza kolejnych zatrzymań.

Do lekarzy należy teraz ustalenie, przeciwko którym chorobom dzieci zostały faktycznie uodpornione. Oznacza to, że maluchów nie ominie kontakt ze strzykawką i igłą – najpierw w czasie badania krwi, potem w trakcie kolejnego szczepienia. - Tych dzieci nie wolno tak zostawić. Te dzieci muszą zostać uodpornione, trzeba będzie w tej całej grupie dzieci to wszystko uzupełnić, żeby one mogły dalej bezpiecznie żyć - tłumaczy prof. Jacek Wysocki. Dodaje jednocześnie, że najgroźniejszy jest brak szczepienia na krztusiec, tężec, a także przeciwko chorobie Heinego-Medina.

Policja przesłuchuje pielęgniarki – istnieje prawdopodobieństwo, że kobiety notowały sobie, komu jaką szczepionkę podały. Gdyby istniały takie notatki, ułatwiłoby to sytuację i oszczędziło bólu dzieciom.