W Świnoujściu na wyspie Uznam panuje coś w rodzaju apteczkowej psychozy - pisze "Gazeta Wyborcza". Niemieccy policjanci stoją na szosie zaraz za granicą i już z daleka, przez lornetkę, wypatrują polskich aut. Najpierw sprawdzają, czy auto ma obowiązkowe zimowe opony, potem proszą o apteczkę. Najmniejsze odstępstwo od niemieckich norm to mandat, nawet 50 euro.

REKLAMA

Mieszkańcy Świnoujścia twierdzą, że niemieccy policjanci nękają tą apteczką polskich kierowców. Latami nie zgadzali się na uruchomienie samochodowego przejścia granicznego w Świnoujściu. Po Schengen nie mieli wyjścia - mówi Daniel Szysz, fotograf ze Świnoujścia.

Inni dodają, że polska policja tak drobiazgowo Niemców nie kontroluje, choć np. cały czas można spotkać samochód na niemieckich rejestracjach bez włączonych świateł (w Polsce obowiązkowo trzeba mieć je zapalone przez cały rok).

Skrupulatne kontrole apteczek przez niemiecką policję przysparzają klientów w przygranicznym niemieckim markecie, który całą półkę w dziale z akcesoriami przeznaczył na apteczki. Cena - 5,90 euro za pudełko. W środku oprócz obowiązkowego zestawu bandaży i akcesoriów także odblaskowa kamizelka. Popyt jest spory.