Urzędnik bez mrugnięcia okiem rejestruje skradziony samochód, a zakład ubezpieczeniowy wystawia na niego polisę. Jeśli nie sprawdzisz, czy kupowane auto nie pochodzi z kradzieży, stracisz pieniądze - przestrzega "Metro".

REKLAMA

W takiej sytuacji znalazł się pan Andrzej, który półtora roku temu kupił auto sprowadzone z Francji. Zarejestrował je w Wydziale Komunikacji Urzędu Miejskiego w Pruszkowie oraz ubezpieczył. Ale kilka dni temu policja zatrzymała samochód, bo okazało się, że został skradziony francuskiemu właścicielowi i trafił do Systemu Informacyjnego Schengen. A pan Andrzej jest podejrzany o paserstwo.

Skoro na rejestrację wydziały komunikacji mają miesiąc, to powinny ten czas wykorzystać do sprawdzenia, czy auto nie jest kradzione - sugeruje Dorota Nowak z komendy policji w Pruszkowie. Sprawy nie chciał komentować pruszkowski wydział komunikacji.

Zakład ubezpieczeń też tego nie sprawdza. Wystawia polisę i bierze pieniądze - mówi Krystyna Krawczyk z Biura Rzecznika Ubezpieczonych. A gdy okazuje się, że auto jest kradzione, umowa przestaje obowiązywać - podkreśla.

"Metro" radzi: najprostszym sposobem uniknięcia takich perypetii jest wizyta w najbliższej jednostce policji, która sprawdzi auto w systemie Schengen. Niektórzy korzystają też z usług prywatnych firm, które za około 200 zł sprawdzają, czy pojazd nie był kradziony.