Jan Lisewski, gdańszczanin, którego po nieudanym rejsie z na desce z latawcem 2 dni szukano na Morzu Czerwonym, przerywa milczenie. W rozmowie z reporterem RMF FM Kubą Kaługą zapewnia, że dobrze zorganizował swoją - budzącą kontrowersje - wyprawę.
Lisewski twierdzi, że prognozę sprawdzał w czterech profesjonalnych serwisach nawigacyjnych. Wszędzie była taka sama. Pokazuje także zarejestrowany na niego, osobisty nadajnik sygnału niebezpieczeństwa (PLB). Specjalistyczne testy wykażą, dlaczego urządzenie działające w międzynarodowym systemie ratowniczym, wysłało sygnał tylko raz.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Zdjęcia ze startu w rejs przez Morze Czerwone udostępnił Jan Lisewski. Na schodach widać rozszarpany przez rekiny latawiec kitesurfera.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Polak spędził na Morzu Czerwonym dwie noce. Ponieważ akcja ratunkowa się wydłużała, sądzono, że mógł stracić latawiec, który powinien być dobrze widoczny dla szukających go helikopterów. 11-metrowego latawca jednak nie stracił. Ze sprzętu zrobił sobie tratwę ratunkową, która okazała się także pomocna w walce z drapieżnikami. Pod nim krążyło bowiem kilkanaście rekinów. Według relacji sportowca, największe z nich miały około trzech metrów długości. Rekiny na szczęście go nie zraniły. Zrobiły to słońce i sól. Skórę ma mocno nadgryzioną i solą, i słońcem. Nawet kilkugodzinne pływanie sprawia, że skóra mocno wysycha. Janek jest więc mocno "upieczony" - mówi Magdalena Ziemann, współpracująca z kitesurferem.
Z relacji przekazanej przez żonę sportowca wynika, że Lisewski nie dostrzegł żadnych helikopterów. Na horyzoncie widział jedynie małe łódki. Z wody podjęła go dopiero niewielka, saudyjska jednostka ratownicza.
Janka znaleziono prawie 48-godzin od pierwszego nadania sygnału SOS, który został odebrany tak naprawdę na całym świecie, ponieważ działa w systemie COSPAS SARSAT. Janek miał ze sobą nadajnik typu Personal Locator Beacon, który nadając sygnał SOS, wysyła go do wszystkich służb ratowniczych - i tak naprawdę wtedy powinniśmy go zacząć szukać. Sygnał odebrano m.in. w Kanadzie i Wielkiej Brytanii, w piątek o 13:41 polskiego czasu - dodaje Magdalena Ziemann.