W Krakowie grupa polityków i naukowców, związanych w latach 80. ze środowiskami opozycji demokratycznej zapowiada ujawnienie dokumentów IPN zawierających informacje o agentach SB wśród opozycji.

REKLAMA

Inicjatorem wydania tej publikacji jest Zbigniew Fijak, szef krakowskiej Platformy Obywatelskiej. Od pół roku mogę występować o odtajnienie nazwisk tajnych współpracowników, których spotykam w moich dokumentach. Mam ze 100 takich pseudonimów. Nie wystąpiłem o żadnego. Mnie nie interesuje jedna, piąta, dziesiąta osoba, mnie interesuje, by wszystkie listy wszystkich tajnych współpracowników wszystkich tajnych służb PRL-u były ujawnione.

O inicjatywie Fijaka krytycznie wypowiada się Krzysztof Kozłowski, jedna z czołowych postaci „Tygodnika Powszechnego” i minister spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Tym, co jest w archiwach Służb Bezpieczeństwa, niech się zajmą ludzie fachowi, obiektywni, bezstronni, czyli najlepiej historycy IPN-u czy z UJ. Nie chcę, aby w takich zespołach zasiadali czynni politycy - mówił na antenie radia RMF.

Wczoraj w Krakowie szef Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres oraz rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego Franciszek Ziejka ustalili, że prace badawcze nad agenturą komunistycznej bezpieki będą prowadzone wyłącznie przez historyków uniwersyteckich, a nie przez różne osoby z Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego w Krakowie.

Kieres zdecydowanie broni samej idei dostępu do akt byłej SB, którymi dysponuje IPN. Nie może być tak, że akta Instytutu Pamięci Narodowej oraz informacje w nich zawarte będą zalane betonem niepamięci. Każdy pokrzywdzony ma prawo dostępu do nich i on już później odpowiada za sposób ich wykorzystania. Ja mogę apelować tylko do polityków, aby jednak nie kompromitowali idei, za którą stoją, którą wspierają. Za co jestem im wdzięczny, a chodzi mianowicie o działalność IPN.