W krakowskim szpitalu dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu trwa walka o zdrowie dwuletniego Adasia, który wyszedł z domu w samej piżamce. Temperatura jego ciała spadła do zaledwie 12 stopni. Jeszcze nigdy nie udało się uratować nikogo, kto był tak wychłodzony. Umożliwia to unikalny w skali świata system stworzony w Małopolsce. Centrum Leczenia Głębokiej Hipotermii powstał z myślą o zasypanych przez lawiny. "Teraz służy wszystkim" - mówi jego współtwórca, lekarz Tatrzańskiego Ochotniczego pogotowia Ratunkowego Sylweriusz Kosiński.
Maciej Pałahicki: To jest, jak zdaje się w tej chwili, jedyny taki system działający na świecie?
Lekarz Sylwester Kosiński: Prawdopodobnie tak, bo system, który obejmuje taki obszar jak całe województwo, o takim stopniu zorganizowania, prawdopodobnie jest jedyny na świecie.
Tworzyliście go z myślą o ludziach zasypanych przez lawiny w Tatrach?
Dało się stworzyć system, który pozwala na to, że pacjenci mogą być transportowani do ośrodka i bez zbędnej zwłoki mogą być poddani ogrzewaniu zewnętrznemu, najnowocześniejszemu i najbardziej wydolnemu.
Tak, początki sięgały kilka lat wstecz. Była to klasyczna inicjatywa oddolna. Ratownicy TOPR zwrócili się do mnie - jako lekarza organizacji - o to, aby pewne procedury uporządkować, bo faktycznie osoby wyciągnięte spod śniegu, spod lodu, które były głęboko wychłodzone, były w konsekwencji tego ogrzewane w warunkach szpitala powiatowego, w warunkach oddziału ratunkowego, i niestety nie byliśmy w stanie im zapewnić wszystkiego, bo te metody, które zastosowaliśmy, były mało wydolne, mało nowoczesne. Byliśmy w stanie ogrzewać tych pacjentów powoli, narażając ich na różne powikłania. Wyjściem z sytuacji było nawiązanie porozumienia, nawiązanie współpracy z ośrodkiem kardiochirurgii najbliższym w szpitalu Jana Pawła II, który dysponuje specjalnym sprzętem, używanym na co dzień przy operacjach kardiochirurgicznych, ale dzięki wyrozumiałości, zrozumieniu dyrekcji, profesora Sadowskiego, docenta Drwiły, udało się stworzyć system, który pozwala na to, że ci pacjenci mogą być transportowani do tego ośrodka i bez zbędnej zwłoki mogą być poddani ogrzewaniu zewnętrznemu, najnowocześniejszemu i najbardziej wydolnemu.
Jak ten system działa? Wy dostajecie sygnał, że ktoś potrzebuje pomocy, potrzebuje ogrzania gdzieś na terenie województwa i przejmujecie go?
Tak, w tej chwili współpracujemy ze wszystkimi służbami ratownictwa górskiego, ze wszystkimi służbami ratowniczymi, zespołami ratownictwa medycznego, a wszystkie szpitale w rejonie, również Służba Ochrony Kolei, Straż Graniczna i wiele innych instytucji udzielają nam informacji na temat tego, co się dzieje. Chodzi nam o to, żeby tych pacjentów podejrzanych o wychłodzenie już zidentyfikować na najwcześniejszym stadium po to, żeby był czas na diagnostykę i czas na przygotowanie.
Jak szybko dociera do was taka informacja, że ktoś jest wychłodzony, potrzebuje ogrzania?
Błyskawicznie, bo to jest informacja od członków zespołu ratownictwa medycznego, albo od personelu SOR-u, albo od osób, którzy organizują przygotowania. Już sam fakt poszukiwań jakiejś osoby, jeżeli warunki wskazują na to, że może dojść do wychłodzenia, jest nam komunikowany. My dzięki temu, odpowiednio wcześnie wiemy o tym, co może nastąpić, jesteśmy w stanie się przygotować.
Co dalej się dzieje z takim pacjentem?
Jeżeli jesteśmy już świadomi tego, że człowiek jest wychłodzony i prawdopodobnie może potrzebować tej procedury ogrzewania pozaustrojowego, najczęściej we współpracy z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym organizujemy transport - jak najszybszy. Muszę tutaj powiedzieć, że czasami się zdarza, że są to pacjenci w najcięższym stanie, którzy już w momencie odnalezienia są w stanie zatrzymania krążenia, ich serce nie pracuje. Więc oni przez cały czas transportu mają prowadzone zabiegi reanimacyjne i ci chorzy trafiają na powiadomiony wcześniej blok operacyjny, personel jest w pełnej gotowości. W ciągu krótszego lub dłuższego czasu, w zależności od sytuacji, wykonujemy wszystkie dostępy do dużych naczyń krwionośnych, przez które później wypompowujemy i wpompowujemy krew, no i jesteśmy w stanie poza tym wspomagać tego człowieka zarówno pod względem krążeniowym jak i oddechowym.
Czyli ta krew jest wypompowywana na zewnątrz, tam jest ogrzewana i wraca już ogrzana do organizmu?
Tak, ECMO to jest system, który pierwotnie został stworzony po to, aby wspomagać niewydolny układ oddechowy, bo to jest system utlenowania pozaustrojowego. Krew, która trafia do tego urządzenia jest natleniona i wraca do człowieka. Na szczęście jesteśmy w stanie tę krew ogrzewać dzięki wymiennikom ciepła i co więcej jesteśmy w stanie podawać tę krew z powrotem pod wpływem ciśnienia. Także jesteśmy w stanie wspomagać, właściwie nawet zastąpić pracę serca, płuc i ogrzać tę krew z szybkością kilku stopni na godzinę. Prędkość ogrzewania dostosowujemy do sytuacji. Dzięki temu, że mamy pewną elastyczność, to ogrzewanie może następować z różną szybkością, ale zazwyczaj ci chorzy, którzy są w najgłębszych stadiach hipotermii najbardziej korzystają z tego, jeżeli ta temperatura jest podwyższana szybko, ale z założeniem, że są oni w pełni monitorowani. Bo tutaj czynność wszystkich narządów może się zmieniać w sposób nieprzewidywalny i dlatego te systemy są używane i wykorzystywane tylko przez oddziały, które dysponują odpowiednią wiedzą i doświadczeniem, czyli zazwyczaj to są oddziały, ośrodki kardiochirurgiczne, o najwyższym stopniu referencyjności i najwyższej jakości świadczonych usług.
Z jakiego stanu można było wcześniej wyprowadzić osobę wychłodzoną, na przykład wyciągniętą spod lawiny, a jakie możliwości macie w tej chwili?
Podam przykład sprzed kilku lat. Mężczyzna, który wychłodził się w warunkach miejskich, nie w górach, ale akurat w Zakopanem, kiedy panowała bardzo niska temperatura, został przewieziony do szpitala w stanie zatrzymania krążenia. Jego serce nie pracowało, po zmierzeniu temperatury okazało się, że wynosi ona około 23 stopnie Celsjusza. Żeby go przywrócić do życia, musieliśmy jednocześnie prowadzić działania reanimacyjne i jednocześnie intensywnie go ogrzewać, ale dostępnymi w każdym oddziale ratunkowym metodami, czyli podawaniem ciepłych płynów, ogrzewaniem zewnętrznym, specjalnymi kocami. Zajęło nam to około 4 godziny. Każdy, kto kiedykolwiek miał do czynienia z zabiegami reanimacyjnymi, wie jaki to jest ogromny wysiłek. Cztery godziny działań reanimacyjnych, ucisku mostka, sztucznego oddychania, połączone cały czas z zabiegami ogrzewania, dopiero pozwoliły na to, że ten człowiek odzyskał krążenie, no i w tamtym przypadku byliśmy w stanie ogrzewać go z szybkością 1-1,5 stopnia na godzinę. W tej chwili różnica jest taka, że - po pierwsze - jesteśmy w stanie po podłączeniu tego sprzętu na dobrą sprawę w najlepszy i najskuteczniejszy sposób wspomagać go i krążeniowo i oddechowo najszybciej ogrzewać, więc urządzenie jest stworzone do hipotermii.
Tam pacjent miał 23 stopnie, teraz ratowaliście dziecko, które było wychłodzone do 12 stopni, więc ta różnica jest kolosalna.
Jak organizm ludzki tak niskie temperatury toleruje? Tego po prostu nie wiemy. Bo to jest najniższa temperatura, z jaką medycyna miała do czynienia na świecie.
Tak, bo zazwyczaj mamy do czynienia z głęboką, czy umiarkowaną hipotermią, natomiast przykład tego dziecka pokazuje, że taka ultragłęboka hipotermia też jest możliwa, ale też pokazuje, że skuteczne działanie zdeterminowanego zespołu ludzi jest w stanie to odwrócić. Oczywiście mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze, świetny zespół profesora Skalskiego, który podjął to ogrzewanie cały czas się tym chłopcem opiekuje, no i mamy nadzieję, że chłopiec wróci do życia. Wiele zależy od tego, jak organizm ludzki tak niskie temperatury toleruje, a tego po prostu nie wiemy. Bo to jest najniższa temperatura, z jaką medycyna miała do czynienia na świecie.
Czyli gdyby się udało, a zakładamy że tak będzie, i trzymamy kciuki za małego Adasia, można powiedzieć, że będzie to wydarzenie na skalę światową?
Tak, to będzie ogromny sukces. To się przekłada przede wszystkim na ludzkie życie. Okoliczności tego zdarzenia i skuteczność działania systemu zespołu to jest druga sprawa, o której nie wolno też zapomnieć. Ale tak, możemy powiedzieć, że w kategoriach sukcesu też możemy to traktować.
Czyli cały świat będzie teraz patrzył na to, jak wy to zrobiliście i uczył się od tego zespołu, które ratuje życie Adasia?
Kolejne granice zostaną przesunięte
Chcielibyśmy może to rozpatrywać w innym kontekście. Jeżeli wszystko się dobrze skończy, to okaże się, że kolejny stopień został osiągnięty, został pokonany, ale stopień mierzący adaptację ludzkiego organizmu do skrajnych warunków. Bo tak naprawdę nie wiemy, jak organizm tego chłopca sobie z tym poradzi i nie wiemy, co będzie dalej.
Czy nastąpią jakieś powikłania, czy zdarzą się jeszcze jakieś rzeczy, które mogą nas zaskoczyć i czy chłopiec w pełni wróci do zdrowia... Ale jeżeli tak, to kolejna bariera, kolejny stopień zostanie pokonany.
Kolejne granice zostaną przesunięte.
Dokładnie.