"W moich planach i z tego, co pamiętam, w planach prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie było wspólnej wizyty (w Katyniu)" - zeznał przed Sądem Okręgowym w Warszawie szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Były premier został wezwany jako świadek w procesie byłego szefa swojej kancelarii Tomasza Arabskiego i czwórki innych urzędników ws. organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 roku. W swoich zeznaniach stwierdził również m.in., że "nie miał wiedzy, by lądowanie w Smoleńsku wiązało się z jakimkolwiek ryzykiem". "Szczerze powiedziawszy, dziś szczególnie mocno jestem przekonany, że brak zainteresowania premiera czy prezydenta szczegółami logistyki jest znacznie bezpieczniejszy, jeśli o wykonanie lotów, niż nadmiar zainteresowania" - podkreślił.
Przed godz. 15. zakończyła się niejawna część przesłuchania Donalda Tuska.
Sąd ujawnił fragmenty notatek służbowych osób, które przygotowywały wizytę w Katyniu. Wynika z nich m.in. to, że kilkanaście dni przed lotem do Katynia strona polska nie miała jeszcze oficjalnego potwierdzenia, czy lądowanie na zamkniętym lotnisku pod Smoleńskiem będzie w ogóle możliwe. Donald Tusk podkreślał jednak, że polskie delegacje lądowały tam wcześniej, a wybór lotniska nie powinien należeć do premiera czy prezydenta.
Po trzech godzinach jawnego przesłuchania byłego premiera, a obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej oraz odczytaniu przez sąd zeznań złożonych przez Tuska jako świadka w śledztwie na etapie postępowania prokuratorskiego - jeden z pełnomocników oskarżycieli prywatnych mec. Stefan Hambura złożył wniosek o wyłączenie jawności dalszej części rozprawy.
Jak argumentował mecenas, wynika to z konieczności odwołania się w pytaniach do tajnych materiałów tej sprawy. Chodzi - jak zaznaczył - m.in. o kwestie zawarte w aktach odnoszących się do b. wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego. W kwietniu 2017 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał orzeczenie I instancji skazujące gen. Bielawnego na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata za nieprawidłowości przy ochronie wizyt Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r.
Sąd uwzględnił ten wniosek. Po kilkudziesięciominutowej przerwie rozprawa ma być wznowiona w innej sali sądu - przewidzianej do posiedzeń z wyłączeniem jawności.
Z mojego punktu widzenia ważne było, aby minister Arabski ustalił z odpowiednimi osobami przedmiot rozmów w Smoleńsku. Problem polegał na tym - i tego oczekiwałem od ministra Arabskiego - aby Rosjanie mieli świadomość, że nie będziemy rozmawiali przy okazji, czy w dniu, w którym uczcimy ofiary Katynia, o jakiś szczegółowych propozycjach rosyjskich, czy polskich w odniesieniu do gospodarki, energetyki, ect., chociaż wiadomo było, że obie strony mają tutaj jakieś swoje interesy, poglądy i kwestie do wyjaśnienia -mówił w sądzie Donald Tusk.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Tusk był pytany o pismo prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika z początku 2010 r., w którym Handzlik miał poinformować o tym, że prezydent Lech Kaczyński zamierza wziąć udział w uroczystościach w kwietniu 2010 r. w Katyniu. B.premier pytany, czy "na pewno o tej wiadomości nie wiedział" odparł, że w styczniu 2010 r. pojawiła się taka sugestia ze strony prezydenta.
Ta informacja, czy ta opinia, pojawiała się także w przestrzeni publicznej, że jest zainteresowany obchodami i być może weźmie w nich udział. W styczniu (2010 r. - PAP)do mnie nie dotarła informacja o dacie i o jednoznacznej decyzji prezydenta, że na pewno weźmie udział i w jakim momencie, jakiego dnia - powiedział Tusk. W żadnym stopniu nie było to związane z pracami rządu i nie wynikało z tego, że prezydent w jakikolwiek sposób jest zainteresowany wspólnymi obchodami - dodał.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Donald Tusk pytany był o swoje spotkania z ówczesnym premierem Rosji Władimirem Putinem poprzedzające katastrofę smoleńską. Jak podkreślił, miały miejsce trzy spotkania - w trakcie obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte, spotkanie formalne - międzyrządowe w Sopocie i spotkanie "w cztery oczy" na molo w Sopocie w 2009 roku.
Jak podkreślił, spotkanie na molo trwało kilka minut, dotyczyło spraw "czysto kurtuazyjnych", a sama rozmowa była bardzo krótka.
Polegała na tym, że pokazywałem, gdzie jest plaża, po której biegam, gdzie mniej więcej jest mój dom, a premier Putin opowiadał o takim fragmencie życia prywatnego, że ma bardzo dużo ochrony, nawet w mieszkaniu, i że bardzo z tego powodu cierpi. I to mniej więcej wyczerpało cały temat naszej rozmowy - relacjonował.
Wiem, Wysoki Sądzie, że to nie jest satysfakcjonująca odpowiedź dla tych, którzy wierzą, że właśnie na molo spiskowcy ustalili ten tajny plan, ale ja nie odpowiadam za te interpretacje - stwierdził.
Donald Tusk: Bezpośrednio mogę ocenić, czy wydać opinię na temat pracy ministra Arabskiego. (...) Zarówno wtedy, jak i dzisiaj oceniam jego pracę jak najwyżej.
Donald Tusk: Nie przypominam sobie, by tematem mojej rozmowy z Władimirem Putinem była wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To było przedmiotem ustaleń na niższym szczeblu.
Donald Tusk: Niezależnie od tego, jaka kultura polityczna panuje dzisiaj w Polsce na ten temat - nie jest i nie powinno być zadaniem premiera czy prezydenta wpływanie na jakiekolwiek decyzje dot. miejsca lądowania, momentu lądowania, kierunku lotu, charakteru maszyny, doboru maszyny etc. Nie mówię tylko tutaj o tej tragedii, ale na całym świecie wiadomo, że tego typu zachowania na pokładzie samolotu czy przed lotem mogą doprowadzić do tragedii z oczywistych względów: braku kompetencji polityków w sprawach lotniczych czy logistycznych.
Donald Tusk: Politycznie rzecz biorąc prezydent - na pewno dotyczy to prezydenta Lecha Kaczyńskiego - forsował bardzo samodzielną, moim zdaniem: na granicy uprawnień konstytucyjnych, aktywność zagraniczną. Podejmował decyzje polityczne - podkreślam, mogę tu mówić tylko o kontekście politycznym - często samodzielnie i bez jakichś szczególnych konsultacji z rządem. Jak podkreślam, w mojej ocenie było to niezgodne z duchem i literą konstytucji, chociaż oczywiście w naszym systemie politycznym nie jest tak łatwo rozdzielić kompetencje rządu i prezydenta.
Donald Tusk: Nigdy nie miałem i nie mam krytycznej oceny działań ministra Arabskiego.
Donald Tusk: Nie docierały do mnie informacje, by Rosjanie odradzali lądowanie na lotnisku Siewiernyj.
Donald Tusk: Nie miałem wiedzy, żeby lądowanie w Smoleńsku wiązało się z jakimkolwiek ryzykiem. To, co zostało mi w pamięci, to świadomość, że lotnisko, które na co dzień jest nieczynne, na tego typu okoliczności jest przygotowywane i że nie wiąże się to z żadnymi zagrożeniami. To jest tyle, co mogę powiedzieć. Szczerze powiedziawszy, dziś szczególnie mocno jestem przekonany, że brak zainteresowania premiera czy prezydenta szczegółami logistyki jest znacznie bezpieczniejszy, jeśli o wykonanie lotów, niż nadmiar zainteresowania.
Donald Tusk: Termin "rozdzielenie wizyt" był terminem publicystycznym, służącym raczej zdyskredytowaniu mnie i mojego urzędu. Dość skutecznie przez te lata pełni taką funkcję raczej propagandową. (...) Ponieważ nie planowałem i prezydent Kaczyński również nie planował wspólnej wizyty w Katyniu, więc też nie było okoliczności, które pozwalałyby używać terminu "rozdzielenie wizyt". (...) Kiedy okazało się, że nie jest w żadnym wypadku blokowanie w jakikolwiek sposób ewentualnej wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, to ze strony prezydenta pośrednio - pamiętam taki sygnał od ministra Kremera - była pełna satysfakcja z takiego rozwiązania.
Czy wśród możliwych opcji dot. uroczystości w Katyniu była taka, która zakładała wspólną wizytę prezydenta i premiera?
Donald Tusk: Nie miałem takiego sygnału od prezydenta Lecha Kaczyńskiego i - powiem otwarcie - też nie spodziewałem się, aby tego typu inicjatywa ze strony prezydenta miała miejsce: z racji doświadczeń, jeśli chodzi o tę momentami dość trudną kohabitację - niezależnie od bardzo dobrych osobistych relacji moich z prezydentem. W moich planach i z tego, co pamiętam, w planach prezydenta Kaczyńskiego nie było wspólnej wizyty.
Donald Tusk: Zamysł wyjazdu polskiej delegacji do Katynia to był proces, który obejmował aktywność wielu urzędników, gdzie kluczową postacią był ówczesny minister Przewoźnik, szef Rady Ochrony Pomników.
Donald Tusk: Chyba w styczniu rozważano datę tej uroczystości (w Katyniu) i umiejscawiano ją w dniach między mniej więcej 6 a 13 kwietnia. Co do konkretnej daty mojej wizyty - ona miała związek z rozmowami ze stroną rosyjską i została ustalona na 7 kwietnia.
Donald Tusk: Ostateczną decyzję (o uczestnictwie w obchodach w Katyniu) podjęliśmy po otrzymaniu zaproszenia ze strony rosyjskiej, ponieważ to zaproszenie powodowało, że moja wizyta ma charakter międzypaństwowy czy rządowy, roboczy - i że dzięki tak skonstruowanej wizycie możemy osiągnąć cele, o których wcześniej myśleliśmy. Taką ostateczną decyzję trzeba lokować w okolicach początku lutego.
Donald Tusk ws. organizacji lotu do Katynia:
Kwestie organizacyjno-logistycznie nie leżą w zakresie zainteresowań premiera.
W sensie politycznym moja wizyta 7 kwietnia, organizowana przez moich urzędników, była efektem bezpośrednio zaproszenia skierowanego do mnie przez premiera Putina, a pośrednio - polityki mojego rządu. Sytuacja Polski wymagała pewnej normalizacji relacji z Federacją Rosyjską.
- Strona logistyczna nie ley w kompetencji premiera. Mog opisywa tylko kontekst polityczny wizyt w Katyniu - mwi Donald Tusk. @RMF24pl pic.twitter.com/IbUc6S0gaY
patrykmichalski23 kwietnia 2018
Rozpoczęło się przesłuchanie Donalda Tuska.
Rozprawę obserwuje w charakterze publiczności ponad 60 osób, w większości dziennikarzy.
Na sądowym korytarzu byłego premiera powitały okrzyki jego zwolenników: "Donald! Donald!".
Przed gmachem stołecznego sądu okręgowego przy alei Solidarności zebrali się zwolennicy i krytycy Donalda Tuska.
Ci pierwsi - jak sami mówili - chcą w ten sposób wyrazić solidarność z byłym premierem i sprzeciw wobec "smoleńskiej retoryki narzucanej przez polityków Prawa i Sprawiedliwości". Część z nich ma ze sobą flagi Unii Europejskiej. Organizatorzy happeningu podkreślali, że swoją obecnością chcą zamanifestować siłę, ale - jak podkreślali - jako obywatele, a nie politycy.
Krytycy Donalda Tuska przynieśli natomiast przed gmach sądu bannery m.in. nawiązujące do katastrofy smoleńskiej: pojawiły się na nich hasła o "mordzie smoleńskim" czy "zdradzie stanu".
Donald Tusk jest ju w sdzie. Korytarz dalej obecny Jarosaw Kaczyski, ktry bdzie zeznawa w sprawie Zbigniewa Stonogi. Moe panowie spotkaj si przy wyjciu? Co za zbieno terminw. @RMF24pl pic.twitter.com/2dG6a91CSc
patrykmichalski23 kwietnia 2018
Sąd wzywa mnie na świadka w sprawie, więc tak jak każdy obywatel i ja mam ten obowiązek. Żadnej sensacji - mówił niedawno Tusk.
Proces Arabskiego i czterech innych urzędników - zainicjowany prywatnym aktem oskarżenia - rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Warszawie w marcu 2016 roku. Oskarżeni to - poza byłym szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z lat 2007-2013 - dwoje urzędników kancelarii premiera Monika B. i Miłosław K. oraz dwoje pracowników ambasady RP w Moskwie Justyna G. i Grzegorz C.
We wrześniu zeszłego roku sąd pytał strony, czy odczytać zeznania Tuska z prokuratury, czy też wezwać go na rozprawę jako świadka. W imieniu oskarżycieli prywatnych mec. Anna Mazur powiedziała, że wnosi o wezwanie byłego premiera "wobec rozbieżności w zeznaniach". Dodała, że powinien on mieć wiedzę o działaniach Arabskiego w całej sprawie.
Rozumiejąc intencje oskarżenia, które stoi na stanowisku, że z racji pełnionej wówczas funkcji świadek może posiadać wiedzę odnośnie do zdarzeń będących przedmiotem niniejszego postępowania, tego świadka oczywiście przesłuchamy. Natomiast chcielibyśmy to uczynić na koniec postępowania, po przesłuchaniu innych świadków - zdecydował wówczas przewodniczący składu sędziowskiego sędzia Hubert Gąsior.
Podstawą złożonego w grudniu 2014 prywatnego aktu oskarżenia jest art. 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego.
Akt oskarżenia wniesiono po tym, jak Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w listopadzie 2014 umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska z 7 i 10 kwietnia 2010 roku. Prokuratura oceniła wtedy, że choć były nieprawidłowości przy organizacji przez cywilnych urzędników tych lotów, to nie wystarczają one do postawienia zarzutów.
Śledztwo już wcześniej było dwukrotnie umarzane i dwukrotnie sąd nakazywał jego wznowienie.
Zgodnie z przepisami, prawomocne umorzenie otworzyło drogę prywatnemu aktowi oskarżenia. Oskarżycielami prywatnymi są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy: m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna.
Do procesu - jako "rzecznik praworządności" - przyłączyła się prokuratura. W rozprawach uczestniczy zwykle dwóch prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Arabskiemu oskarżyciele prywatni zarzucili m.in. niedopełnienie obowiązków w zakresie nadzoru i koordynacji nad zapewnieniem specjalnego transportu wojskowego dla prezydenta RP, niepoczynienie ustaleń co do statusu lotniska w Smoleńsku, które "w świetle prawa lotniczego nie było lotniskiem", a także niepoinformowanie "uprawnionych służb o znanym mu statusie tego terenu, podczas gdy status lotniska miał istotne znaczenie dla bezpieczeństwa lotu i zakresu obowiązków służb". Ponadto wskazano, że Arabski "nie zapewnił sprawnego i terminowego" obiegu dokumentów niezbędnych do prawidłowego przebiegu lotu.
Pozostałym urzędnikom oskarżyciele zarzucili m.in. brak ustaleń w sprawie statusu lotniska, nieterminowe dostarczanie dokumentów i niezweryfikowanie aktualności tzw. kart podejścia do lotniska. Ewidencja składanych zamówień i wykonywanych lotów przez kancelarię premiera była prowadzona w sposób niedokładny, nierzetelny i niekompletny, co utrudniało koordynację i monitorowanie wykonywania transportu specjalnego - wskazali oskarżyciele.
W pisemnych odpowiedziach na akt oskarżenia złożonych jeszcze przed rozpoczęciem procesu obrońcy urzędników wnieśli o uniewinnienie swoich klientów.
Obrońca Arabskiego podkreślał np., że za zapewnienie bezpieczeństwa lotu odpowiadał 36. specpułk, zajmujący się wówczas transportem najważniejszych osób w państwie, a do obowiązków szefa kancelarii premiera nie należał ani wybór miejsca lądowania, ani ustalanie statusu lotniska. Wskazywał, że nie było związku między działaniem oskarżonego a obniżeniem poziomu bezpieczeństwa lotu.
W sierpniu 2016 roku Arabski mówił przed sądem: Nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów, bo jestem niewinny.
Nie uczestniczyłem - ani ja, ani kancelaria premiera - w organizacji lotu prezydenta 10 kwietnia 2010 roku. Organizatorem wyjazdu prezydenta do Katynia była Kancelaria Prezydenta. Nigdy nie był organizowany tzw. wspólny wyjazd do Katynia, więc - co za tym idzie - tzw. rozdzielenie wizyt nigdy nie miało miejsca - stwierdził Arabski w krótkim oświadczeniu.
Dodał, że termin "rozdzielenie wizyt" funkcjonuje w publicystyce politycznej, bardzo często agresywnie, ale - jak podkreślił - nie ma żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.
Przed warszawskim sądem przesłuchani już zostali w tej sprawie liczni świadkowie, m.in.: były szef MSZ Radosław Sikorski, wielu ówczesnych urzędników Kancelarii Prezydenta, KPRM i ambasady w Moskwie, a także przedstawiciele ówczesnego kierownictwa BOR i 36. specpułku.
(e)