Pracownicy wrocławskiego szpitala imienia Rydygiera zbierali datki na swoje utrzymanie. Był to happening zorganizowany na wrocławskim rynku przez pielęgniarki. Niestety, prawdą jest, że od września kobiety nie dostają pensji, a dług szpitala wynosi już 24 mln zł.
Życie nas zmusiło do żebrania, bo nie mamy na chleb - mówili w czasie protestu pracownicy Rydygiera. Wcześniej 30 z nich złożyło swoje dowody osobiste na ręce wicewojewody. Według słów jednego z protestujących lekarzy miał to być akt protestu. Pracownicy placówki nie czują się pełnowartościowymi obywatelami Polski - tym konstytucja gwarantuje zapłatę za uczciwą pracę.
Wicewojewoda bał się wpuścić 30-osobową grupę do urzędu i kazał zamknąć główne drzwi, przy których stanęli policjanci. Zostały one otwarte dopiero po interwencji dziennikarzy. Emocje sięgały zenitu: Ja 32 lata pracuję w tym szpitalu i czego się doczekałam? - krzyczała jedna z pracownic.
W szpitalu od wtorku prowadzona jest głodówka. Do protestujących sześciu osób dołączyły dzisiaj kolejne dwie.
foto Archiwum RMF
20:50