Transport z tygrysami, który utknął na polsko-białoruskiej granicy, nie pojedzie na Wschód - to decyzja granicznego lekarza weterynarii w Koroszczynie oraz specjalistów z poznańskiego zoo, którzy przyjechali, żeby ocenić stan zwierząt.
Specjaliści uznali, że dalsza podróż tygrysów w takich warunkach jest niezgodna z unijnymi normami a przede wszystkim - cierpią zwierzęta. Klatki są zbyt małe, a tygrysów zbyt dużo w jednym transporcie - powiedział RMF FM Jarosław Nestorowicz, graniczny lekarz weterynarii.
Jest jednak problem, co zrobić ze zwierzętami. Pracownicy poznańskiego zoo zadeklarowali, że mogą zabrać do siebie tylko dwa tygrysy. Zaczęło się więc szukanie domu dla pozostałych siedmiu.
W związku ze sprawą złożone zostaną zawiadomienia do prokuratury na włoską firmę, która organizowała przewóz zwierząt spod Rzymu do rosyjskiego Dagestanu.
Ciężarówka z 10 tygrysami utknęła na przejściu w Koroszczynie dwa dni temu. Kierowca miał jedynie kopie dokumentów i tłumaczeń niezbędnych do procedury CITES, czyli dotyczącej przewozu zwierząt egzotycznych. Polskim służbom to wystarczyło, więc zgodnie z procedurą bez kolejki odprawiły transport.
Po białoruskiej stronie zażądano oryginałów oraz papierów na wywóz zwierząt poza UE, a do tego okazało się, że kierowca nie ma wizy. Transport został więc zawrócony na polską stronę.
Zwierzęta trafiły pod opiekę granicznego lekarza weterynarii. Niestety jeden z tygrysów padł. Są przetrzymywane w klatkach w ciężarówce.
ZOBACZ TAKŻE: Busem przewozili ponad 160 zwierząt. Większość z nich to zagrożone gatunki>>>