Od niemal tygodnia żyje w strefie zapowietrzonej wielu mieszkańców Torunia. Środki bezpieczeństwa wprowadzono w związku z wykryciem tam wirusa ptasiej grypy H5N1. Jednak jak mówią torunianie, do ograniczeń można się przyzwyczaić.
- No żyjemy. Druga afera. Pierwsze bereciki moherowe, teraz – ptasia grypa. Zawsze najlepsi w Toruniu - żartuje jeden z mieszkańców. Ludzie przyznają, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, a po pewnym czasie zapomina się, że to sytuacja nietypowa.
- Rodzina z całej Polski dzwoniła do mnie i pytała, czy ja tu jeszcze daję radę żyć. Ale to nie jest tak źle - opowiada mężczyzna, który na obszarze strefy zapowietrzonej zarówno mieszka, jak i pracuje.
W ubiegłą niedzielę potwierdzono, że znalezione w Toruniu na Bulwarze Filadelfijskim łabędzie były chore na ptasią grypę. Potem nadeszła informacja, że ptaki były zarażone wirusem H5N1, najbardziej zjadliwym i groźnym także dla człowieka. Wczoraj na przystani AZS-u w Toruniu znaleziono kolejnego martwego łabędzia.
Dziś z kolei potwierdzono, że na ptasią grypę padł łabędź w Kostrzynie nad Odrą w Lubuskiem. Nie wiadomo jeszcze, czy chodzi o H5N1. Wyznaczono już jednak strefę zapowietrzoną wokół miejsca, gdzie odkryto ptaka.