150 szwaczek z Torunia od miesiąca nie dostało pensji i nie pracuje – mimo że wszyscy są cały czas zatrudnieni. Wśród pracowników panuje dezorientacja, bo nie można się skontaktować z holenderskim właścicielem zakładu.
Teoretycznie pracownicy są na tzw. postojowym – w branży odzieżowej to nic nadzwyczajnego, bo czasami po prostu nie ma zamówień. Problem polega na tym, że z zakładu zniknęła większość maszyn, nie ma internetu, a niedługo zostanie też odcięty prąd. Zakład jest po prostu porzucony. Nie możemy się skontaktować z właścicielem, a z dnia na dzień zostałyśmy bez pracy, to już trwa drugi miesiąc – mówi jedna z pracownic.
Brak pensji to nie jedyny problem. Część pracowników chciałaby złożyć wypowiedzenia, ale boi się, że zostanie bez prawa do zasiłku. Jak jednak przekonuje Teresa Bolszakow z inspekcji pracy, to im nie grozi – właśnie dlatego, że pracodawca zalega z wypłatami. Wina jest po stronie właściciela, który nie tylko nie płaci pensji, ale też składek do ZUS-u. Ci, którzy zechcą odejść z pracy mogą, więc rozwiązać umowę z tytułu ciężkiego naruszenia obowiązków przez pracodawcę. Ci, którzy się na to zdecydują, nie powinni mieć problemów z uzyskaniem świadectwa pracy – tłumaczy Bolszakow. Chociaż, aby ich wystawienie było fizycznie możliwe, pracownicy musieli najpierw złożyć się na opłacenie internetu i papieru do drukarek
Właściciel firmy pozostaje nieuchwytny – wśród pracowników pojawiają się pogłoski, że Holender leży w szpitalu, jednak nikt nie jest w stanie tego potwierdzić. Jeśli więc chodzi o zaległe wynagrodzenia, pozostaje jedynie złożenie pozwu do sądu pracy – i jak twierdzi Teresa Bolszakow, część osób już to zrobiła.