Fundacja Frank Bold, zajmująca się prawem ochrony środowiska, złożyła do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zgłoszenie bezpośredniego zagrożenia szkodą w środowisku. Podjęliśmy taką decyzję po tym, jak wyszły na jaw informacje dotyczące nieprawidłowości związanych z prowadzeniem składowiska - tłumaczy Miłosz Jakubowski. Chodzi o składowisko przy ul. Dymarek w Nowej Hucie. Jak wyjaśniają przedstawiciele Fundacji, istnieje ryzyko zanieczyszczenia wód powierzchniowych, podziemnych oraz gleb i gruntów.

REKLAMA


O tym, że na składowisku przy ul. Dymarek w Nowej Hucie naukowcy AGH i UJ wykryli "bardzo wysokie zawartości metali ciężkich, m.in. ołowiu, cynku, kadmu i rtęci", informowaliśmy wielokrotnie na stronach RMF24. Sprawą chcieliśmy zainteresować WIOŚ i Urząd Marszałkowski. Obie, dopytywane instytucje, twierdziły, że na składowisku nie ma substancji niebezpiecznych. O szczegółach przeczytacie TUTAJ>>>.

W końcu po interwencji dziennikarzy RMF MAXXX i "Gazety Krakowskiej" Paweł Ciećko Główny Inspektor Ochrony Środowiska zapowiedział pilną kontrolę składowiska.

Stwierdzono wówczas, że owszem na składowisku występują metale ciężkie takie jak: arsen, bar, cynk, chrom, miedź, molibden, nikiel, antymon, selen, żelazo, kadm, ołów i rtęć, ale - według inspekcji - mieszczą się w normach. W naszym materiałach udowodniliśmy jednak, że część dokumentacji z poboru próbek WIOŚ w Krakowie nie została podpisana i nie dostarczono nam pełnych wyników badań. Co więcej, nie przebadano miejsca, w którym naukowcy wykazali duże stężenie rtęci.

Szkoda w środowisku?

Sprawą toksycznych odpadów na składowisku w Nowej Hucie zainteresowała się Fundacja Frank Bold, zajmująca się prawem ochrony środowiska. Jej przedstawiciele złożyli do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zgłoszenie bezpośredniego zagrożenia w środowisku w związku z działalnością składowiska odpadów w Nowej Hucie.

Podjęliśmy taką decyzję po tym, jak wyszły na jaw informacje dotyczące nieprawidłowości związanych z prowadzeniem składowiska - tłumaczy Miłosz Jakubowski z Fundacji Frank Bold. Chodzi m.in. o monitoring, tego w jaki sposób składowisko oddziałuje na środowisko. Istnieje - jak wyjaśniają przedstawiciele fundacji - ryzyko zanieczyszczenia wód powierzchniowych, a także zanieczyszczenie powierzchni ziemi, tj. gleb i gruntów oraz wód podziemnych.

Celem takiego postępowania administracyjnego jest zmuszenie danego koncernu lub firmy do przeprowadzenia działań naprawczych - tłumaczą.

Tego typu wniosek czyni taki problem "widocznym" z punktu widzenia formalnoprawnego i administracyjnego - wyjaśnia prof. Czop i dodaje, że służby ochrony środowiska nie reagują na tego typu przypadki i nie składają takich wniosków do RDOŚ, stąd nie ma szans na rozwiązanie takich problemów, bo nikt nie nadaje im odpowiedniego biegu administracyjnego.

Nikt nie może też uzyskać dofinansowania z funduszy krajowych i unijnych na poprawę stanu środowiska, czy też likwidację zagrożeń środowiskowych, bo nie ma - jak tłumaczy profesor - administracyjnie ustalonego sprawcy odpowiedzialnego za ten stan.

Długa lista zaniechań?

Na potrzeby wniosku złożonego do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, prof. Mariusz Czop z AGH przejrzał m.in.:

  • "Instrukcje prowadzenia składowiska",
  • "Dokumentację określającą warunki hydrogeologiczne",
  • "Wniosek o wydanie pozwolenia zintegrowanego" wydane przez Urząd Wojewódzki,
  • "Pozwolenie zintegrowane" oraz
  • coroczne "Badania monitoringowe składowiska".

    (W analizę włączyli się też inni naukowcy. Jednak nazwisk pozostałych ekspertów nie wymieniamy ze względu na ich bezpieczeństwo oraz fakt, że WIOŚ skarżył się na naukowców do władz uczelni). Przeczytacie o tym TUTAJ>>>

Z dokumentacji tej wynika, że pierwsze sygnały, iż w glebie pojawiają się substancje toksyczne pochodzą sprzed 42 lat. Już w 1977 roku wykonano badania gleb w rejonie kombinatu. Kolejne przeprowadzono w 1983 r., natomiast dokładniejsze wyniki pojawiły się w 1998 i 2002 roku. W 2004 roku przeprowadzono badania na potrzeby dokumentacji hydrogeologicznej, których wyniki pokrywają się badaniami AGH z 2018.

Wykryto odpady zawierają toksyczne metale, w tym: glin, mangan, ołów, chrom, kadm, cynk, miedź i nikiel - mówi prof. Mariusz Czop z AGH

Wniosek bardziej restrykcyjny niż pozwolenie

Po przeanalizowaniu dokumentów Miłosz Jakubowski z Fundacji Frank Bold wskazuje, że wniosek o pozwolenie zintegrowane (dokument, w którym koncern prosi o zgodę na działanie danej instalacji - przyp. red.) zawierał bardziej rygorystyczne wymogi niż te, które ostatecznie trafiły do samego pozwolenia.

To paradoks - podkreśla. Wygląda to tak, jakby przedsiębiorca prowadzący to składowisko był w stanie zaoferować lepszy monitoring środowiska, niż ostatecznie został wpisany do pozwolenia i według naszej wiedzy jest obecnie prowadzony - mówi Jakubowski.

Dodajmy, że pozwolenie zintegrowane jest niezwykle ważnym dokumentem, bo wskazuje przedsiębiorcom i pośrednio służbom kontrolnym m.in., co trzeba badać oraz jak prowadzić monitoring danego obiektu lub instalacji.

Co jeszcze dokumentach znaleźli eksperci?

Brak dowodów na istnienie skutecznego drenażu

Składowisko w Nowej Hucie - jak tłumaczy dr Mariusz Czop - ma tylko drenaż obwałowań i drenaż opaskowy, nie ma drenażu poziomego (dna). A taki wymagany jest dla tego typu instalacji.

W innym wypadku - jak przyznaje naukowiec - zanieczyszczenia przenikają do podłoża i wód podziemnych, po czym przemieszczają się w kierunku koryta Wisły.


Metale ciężkie i wysokie pH

Naukowcy zwracają uwagę na występujące w podwyższanych ilościach metale ciężkie oraz fenole i cyjanki. Naukowcy wskazują na wyniki badań z 2004 r., które znalazły się we wniosku o pozwolenie zintegrowane. Tam możemy m.in. przeczytać o występowaniu na składowisku rtęci, manganu, ołowiu, a także arsenu, glinu i innych pierwiastków. Naukowcy po przejrzeniu dokumentacji stwierdzają, że "wody podziemne są w sposób ciągły zanieczyszczane przez odcieki ze składowiska".

Co ciekawe, ArcelorMittal nie ma obowiązku badania wielu substancji toksycznych w wodach zrzucanych do Wisły, kanału portowego i w wodach podziemnych - twierdzą naukowcy.

Dlaczego? Bo nie uwzględniono tego w pozwoleniu zintegrowanym.

Niestety wiele składników toksycznych nie znalazło się w zakresie koniecznego monitoringu. A monitoring ten ma również liczne wady metodyczne, gdzie kompletnie pominięto badania gleb - podkreśla prof. Czop.

Wytyczne obowiązkowego monitoringu dla ArcelorMittal zostały sformułowane w pozwoleniu zintegrowanym, gdzie główne zaniedbanie nie jest po stronie przedsiębiorcy, tylko po stronie organów nadzorujących, które taki wadliwy zakres nałożyły i przez lata nie podjęły działań w celu jego adekwatnej zmiany - zauważa naukowiec. I dodaje, że nie nastąpiło to nawet wówczas, gdy pojawiła się nowa wiedza, nowe możliwości badawcze, m.in. w zakresie oznaczania szkodliwych związków organicznych, w tym dioksy.

Eksperci w badaniach dołączonych do wniosku o pozwolenie zintegrowane zwracają uwagę, na odczyn pH ścieków. Okazuje się, że jest on za wysoki - dochodzi nawet do 10,6. Podobnie wysoki odczyn pH wskazywało AGH w badaniach z 2018 roku.

Naukowcy przypominają, że norma dla ścieków odprowadzanych do środowiska podaje Rozporządzenie Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej z dnia 12 lipca 2019 r. w sprawie substancji szczególnie szkodliwych dla środowiska wodnego oraz warunków, jakie należy spełnić przy wprowadzaniu do wód lub do ziemi ścieków, a także przy odprowadzaniu wód opadowych lub roztopowych do wód lub do urządzeń wodnych.

W świetle jego zapisów dopuszczalny przedział wartości odczynu pH dla ścieków przemysłowych, z wszelkich branż za wyjątkiem przemysłu sodowego, musi zawierać się w granicach 6,5 - 9,0 - wyjaśnia dr Czop.

Dodajmy, że wysokie pH wykryto również w odpadach Huty Katowice wywożonych do Ogrodzieńca.

Lokalizacja składowiska

Przedstawiciele fundacji mają wątpliwości, czy pozwolenie zintegrowane dla składowiska w ogóle powinno zostać wydane. Jak precyzuje Adrian Chochol, przeszkodą dla prawidłowej eksploatacji tego kompleksu składowisk odpadów jest fakt, że pozwolenie zintegrowane z dnia 10 sierpnia 2007 r. zostało wydane niezgodnie z wówczas obowiązującym przepisem § 3 ust. 1 pkt 4 Rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 24 marca 2003 r. w sprawie szczegółowych wymagań dotyczących lokalizacji, budowy, eksploatacji i zamknięcia, jakim powinny odpowiadać poszczególne typy składowisk odpadów (Dz.U. 2003 nr 61 poz. 549), którego treść wprost zakazywała lokalizacji składowisk odpadów innych niż niebezpieczne i obojętne w dolinach rzek. Należy podkreślić, że aktualnie obowiązujące Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 30 kwietnia 2013 r. w sprawie składowisk odpadów (Dz.U. 2013 poz. 523) zawiera tożsamy przepis.

Ten problem został zidentyfikowany we wniosku o wydanie pozwolenia zintegrowanego z listopada 2006 r., jednak mimo tego Wojewoda Małopolski, który wówczas był właściwym organem do wydania tej decyzji, pominął tę kwestię wskazując wprost, że przedmiotowe składowisko spełnia wymogi określone ww. rozporządzeniu - dodaje.

Brak spryskiwaczy

Na liście zaniechań, znalazł się punkt dotyczący spryskiwaczy, czy zraszaczy. Nawet mieszkańcy, którzy odwiedzali składowiska huty, w rozmowie z naszym dziennikarzem przyznają, że takich zraszaczy brak. W ubiegłym roku, kiedy przygotowywaliśmy nasz materiał, także nie natrafiliśmy na tego typu instalacje. Dlaczego brak takiej aparatury jest niezbędny?

Odpady żelazonośne oraz popioły deponowane w obrębie kompleksu składowisk przy ul. Dymarek w Krakowie są materiałem bardzo drobnoziarnistym, który łatwo ulega rozpyleniu i może być przenoszony przez wiatr. W związku z powyższym we wniosku o wydanie pozwolenia zintegrowanego dla kompleksu składowisk zalecono bardzo istotne działania zabezpieczające, w postaci utrzymywania odpowiedniej wilgotności wierzchniej warstwy odpadów, w tym również poprzez montaż i eksploatację systemu zraszaczy - wyjaśnia prof. Czop.

Co na to inspekcja ochrony środowiska?

Wiele wygłaszanych publicznie opinii budzi szereg wątpliwości. W pierwszej kolejności należy zweryfikować fachowość osób je wygłaszających, w tym niestety także pracowników naukowych. Tytułem przykładu, pan doktor prowadzący badania przez rok nie był w stanie udokumentować swoich wyników. W tej sprawie jest prowadzone postępowanie na uczelni - wyjaśnia Ryszard Listwan w rozmowie z Markiem Wiosło.

Przemysław Błaszczyk reporter RMF MAXXX zapytał o tę kwestię władz uczelni. Rzecznik AGH Maciej Myśliwiec odpisał nam, że nie są prowadzone żadne postępowania ze strony Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie wobec prof. Mariusza Czopa.

Co ciekawe, wyniki badań dla dokumentacji hydrogeologicznej z 2004 roku, wykonywane były przez dokładnie to samo laboratorium AGH, które wykonało badania w 2018 roku na potrzebny naszego śledztwa.

Laboratorium AGH posiada akredytację PCA nr 1050. Jest ona dostępna na stronach Polskiego Centrum Akredytacji. Naukowcy podkreślają jednak, że nie jest to kwestia kluczowa, gdyż badania środowiskowe są możliwe do prowadzenia w laboratoriach bez akredytacji ale z wdrożonymi systemami kontroli jakości.

Przypomnijmy, 14 sierpnia uchwałę rady miasta zobowiązującą prezydenta Krakowa do utworzenia specjalnego zespołu badawczego, który miał przyjrzeć się pracy WIOŚ, jak i sprawdzić skalę zanieczyszczenia w Nowej Hucie, unieważnia wojewoda małopolski. Stwierdził on, że prezydent nie ma kompetencji do powołania komisji składającej się ze służb Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.

Prezydent nie ma władztwa chociażby nad Wojewódzkim Inspektoratem Ochrony Środowiska, czy nad uczelniami i nie jest wstanie skompletować właściwego zespołu na który wskazują radni - tłumaczy Piotr Ćwik wojewoda małopolski.

Dominik Jaśkowiec przewodniczący rady miasta przyznaje, prezydent rzeczywiście nie ma kontroli nad WIOŚ, akle - jak dodaje - może jednak powołać zespół ekspercki. Ma kompetencje do tego, aby miejskie służby zebrać, zastanowić się jak ten problem rozwiązać, jak pomóc i o to chodziło.

WIOŚ tłumaczy, że wedle obowiązującego stanu prawnego, jedynym organem właściwym do wykonywania kontroli instalacji przemysłowych, w tym pomiarów i badań jest Inspekcja Ochrony Środowiska.

Nieuzasadnione i arbitralne podważanie kompetencji organów administracji publicznej może doprowadzić do obniżenia autorytetu państwa, podważenia zaufania społecznego do instytucji oraz chaosu informacyjnego. Już niedługo wszyscy zainteresowani będą mogli poznać wyniki ponownie wykonanych badań. Ze względu na bezpodstawne kwestionowanie wyników badań WIOŚ wykonanych w 2018 roku, jednostka nadrzędna, jaką jest (GIOŚ) w roku 2019 zleciała powtórzenie badań - wyjaśnia Listwan w rozmowie z Markiem Wiosło reporterem RMF FM.

Z przykrością stwierdzamy, że w proceder dyskredytowania organów państwowych włączyli się niektórzy radni, którzy jako osoby pełniące mandat w wyboru społecznego powinni wykazywać się większą odpowiedzialnością za wypowiadane przez siebie w przestrzeni publicznej słowa. Za manipulację należy uznać sytuację, w której radni celowo nie udostępniają WIOŚ wyników badań AGH. Radny Łukasz Maślona wprost przyznał, że zataił dane, by - jak twierdzi - Inspekcja nie była sędzią we własnej sprawie. Tymczasem nie o instytucjonalną satysfakcję tu idzie, lecz o prawa mieszkańców, w tym również prawo do rzetelnej informacji o stanie środowiska naturalnego.

Dodajmy, że do dzisiaj ani GIOŚ, ani WIOŚ nie wystąpili oficjalnie do AGH o wyniki badań z 2018 roku. Wedle naszej wiedzy, żadna instytucja nie występowała do AGH z wnioskiem o udostępnienie badań prowadzonych przez profesora Mariusza Czopa - dodaje Maciej Myśliwiec z biura prasowego uczelni.

W sprawie nieprawidłowości w dokumentacjach na jakie wskazują uwagę naukowcy, skontaktowaliśmy się z Urzędem Marszałkowskim. Wydaje on pozwolenia na działanie tego typu składowisk. Zapytaliśmy m.in.:

Jakie były podstawy do wyłączenia z zakresu badań monitoringowych wód technologicznych (odcieków) i wód podziemnych składników toksycznych metali ciężkich, fluorków, WWA i dioksyn?

Czy wg UM składowisko spełnia, czy nie spełnia wymagania rozp. MŚ ws lokalizacji składowisk? Czy posiada drenaż odcieków ponad warstwą izolacyjną i czy odcieki są kierowane do oczyszczalni?

Dlaczego nie zalecono badań monitoringowych gleby pomimo że dane z lat 1998-2002 wykazywały na ich zanieczyszczenie?

W oparciu o jakie przesłanki dopuszczono możliwość prowadzenia działalności rolniczej w bezpośrednim sąsiedztwie składowiska? Czy przeprowadzono badania gleb i płodów rolnych?

Filip Szatanik rzecznik departamentu środowiska Urzędu Marszałkowskiego poinformował nas, że odpowiedź na nie poznamy podczas konferencji na której Główny Inspektorat Ochrony Środowiska przedstawi swoje wyniki badań składowiska. Na wszystkie pytania, w sprawach dotyczących kompetencji Departamentu Środowiska, odpowiemy na konferencji organizowanej przez WIOŚ w poniedziałek.

Tutaj oficjalne odpowiedzi Urzędu Miasta przesłane dziennikarzowi RMF MAXXX

Przypomnijmy, pozwolenie zintegrowane zostało wydane 12 lat temu przez ówczesnego wojewodę małopolski i jego urzędników.

Sprawę składowisk huty bada prokuratura.