Pandemonium, armagedon i wielu innych, mniej cenzuralnych, określeń używali turyści na opisanie tego, co działo się w ostatni weekend w Tatrach. Sześć godzin w ogonku do kolejki na Kasprowy Wierch, dwie godziny czekania przed wejściem na Giewont, kolejka na Rysy, do restauracji i bankomatów, na drodze do Morskiego Oka. I rękoczyny w korku, który już się nie przesuwał, bo nie miał gdzie.
Przypuszczalnie najgorsze już minęło, bo tradycyjnie najbardziej oblegany jest weekend w połowie sierpnia. Mimo wszystko jednak trzeba przygotować się na to, że o prawdziwy wypoczynek w Tatrach będzie bardzo trudno. Jak szedłem doliną Kościeliską, to szły tłumy większe niż na Krupówkach. Poruszanie się codziennie w takim tłumie zupełnie mija się z sensem wypoczynku w plenerze - opowiada jeden z amatorów górskich wycieczek.
Tatarzański Park Narodowy policzył, że codziennie na szlaki wchodzi 30 tysięcy turystów, z czego wynika, że na jednego turystę przypada tylko nieco ponad 10 metrów ścieżek w polskiej części Tatr. Najlepiej więc unikać tych najbardziej popularnych tras, jak droga do Morskiego Oka, którą co dnia przemierza 10 tysięcy ludzi, czy Dolina Kościeliska. Zamiast tego warto wybrać się w wyższe partie gór, gdzie dociera mniej turystów i najlepiej wcześnie rano, na przykład o godzinie piątej – wtedy tłumów nie należy się obawiać.