"To są rewolucyjne zmiany i świadczą o tym, że linia upartego brnięcia pod prąd przemian etycznych, które się w świecie dokonują, po prostu na dłuższą metę nie ma szans" - tak rezygnację Benedykta XVI komentuje dla RMF24 filozof Jan Hartman. Tymczasem zdaniem Tomasza Terlikowskiego, redaktora naczelnego portalu fronda.pl, decyzja ta nie będzie skutkowała zmianami w Kościele. "Niezależnie od tego, kto zostanie wybrany na następcę, będzie głosił niezmienną naukę Kościoła" - pisze publicysta.

REKLAMA

Ojciec Święty najwyraźniej uznał, że pośród niezwykle ostrych ataków na siebie, gdy często nawet najbliżsi współpracownicy odcinali się od jego działań i przeszkadzali w podejmowanych przez niego działaniach, przyszedł czas na kogoś, kto mocną ręką poprowadzi Kościół. I z odwagą złożył urząd, by Duch Święty mógł poprowadzić kardynałów ku nowemu - pisze Tomasz P. Terlikowski w komentarzu dla RMF24.

Mylą się jednak ci wszyscy, którzy sądzą, że to nowe będzie nowe w znaczeniu europejskim. Już teraz dziennikarze z wypiekami na twarzy dopytują, czy nowy papież zmieni nauczanie Kościoła w sprawie antykoncepcji, związków partnerskich czy aborcji. Pytanie to dowodzi jednak tylko całkowitej nieznajomości miejsca papieża w Kościele - dodaje publicysta i redaktor naczelny portalu fronda.pl.

Zdaniem profesora Jana Hartmana, filozofa i bioetyka, decyzja Benedykta XVI może być jednak wyrazem zmęczenia papieża w utrzymywaniu bardzo tradycjonalnej linii Kościoła. To są rewolucyjne zmiany i świadczą o tym, że linia upartego brnięcia pod prąd przemian etycznych, które się w świecie dokonują, po prostu na dłuższą metę nie ma szans ­- mówi Hartman w rozmowie z RMF24.

Jak dodaje, rezygnacja papieża "z pewnością będzie najważniejszą rzeczą, jaką zrobił". Decyzja Benedykta XVI to gest, można powiedzieć, w duchu nowoczesnego państwa, w którym piastuje się urzędy w sposób kadencyjny i kiedyś idzie się na emeryturę. To jest bardzo daleko idąca i brzemienna w psychologiczne i teologiczne skutki decyzja. Być może kolejni papieże również będą czuli się jakby w obowiązku iść na emeryturę. Powiedzenie "były papież", zapytanie: "Jak się miewa były papież?" - dotąd niesłychane i nie do wymówienia, będzie całkiem na miejscu - tak jak "były prezydent" czy "były premier" - zaznacza Hartman.

(bs)