Pracownicy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami otrzymali w ostatnich dniach niecodzienny telefon. "Przyjedźcie i go zabierzcie!" - z desperacją prosiła mieszkanka jednego z osiedli. Kobieta i jej sąsiedzi od kilku dni bali się otwierać okien, ponieważ na drzewie naprzeciwko ich bloku znajdował się tajemniczy stwór.
"Jest brązowe, od dwóch dni siedzi na drzewie naprzeciwko bloku! Ludzie okien nie otwierają, bo się boją, że im to do domu wejdzie" - powiedziała mieszkanka krakowskiego osiedla pracownikom Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
"Może to jakiś chory drapieżny ptak?" - dopytywał inspektor, na co kobieta stwierdziła, że tajemniczy stwór wyglądem najbardziej zbliżony jest do legwana. Pracownicy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami najpierw spojrzeli na kalendarz, by sprawdzić czy czasem nie mamy 1 kwietnia, a później pospiesznie pojechali na miejsce.
"Skąd by się wziął legwan na krakowskim osiedlu? W dzień - jednak - dość chłodny, mimo kalendarzowej wiosny? Lata pracy inspektorskiej nauczyły mnie jednak, że są ludzie skłonni w dowolny sposób pozbyć się każdego zwierzęcia, które sprawia jakiś kłopot. Albo się zwyczajnie znudzi. Mieliśmy wrzuconego na podwórko wieczorem starego jorka, ciężko chorego kota zostawionego w zamkniętym transporterze w wiacie śmietnikowej zimą, szczurki i chomiki z klateczką wyrzucone do śmieci, nawet rybki w ulicznym kuble.... Może ktoś wyrzucił legwana, ciekawe tylko jak ten stwór się czuje po dwóch nocach w minusowej temperaturze? Może siedzi na tym drzewie i się nie rusza, bo po prostu umarł?" - zastanawiał się pracownik towarzystwa.
Po dotarciu na miejsce inspektorzy przeszukali krzaki, które znajdowały się za blokiem. Nic jednak nie znaleźli. Ponownie skontaktowali się z kobietą, która złożyła zgłoszenie. Mieszkanka przywitała pracowników KTOZ z radością i ulgą. "Jesteście na miejscu? Jak to dobrze!" - powiedziała i od razu wskazała im miejsce bytowania tajemniczego stwora.
"Okna jednak pootwierane - czyżby (...) zniknął? A może ludzie po prostu nie zdają sobie sprawy ze straszliwego, czyhającego na nich niebezpieczeństwa...? Rozglądamy się, rozglądamy i nagle.... Jest, mamy go" - relacjonowali przedstawiciele towarzystwa.
Brązowy stwór rzeczywiście "siedział" na gałęzi bzu, znajdującego się tuż obok bloku. Pracownicy KTOZ-u zauważyli jednak, że się nie ruszał.
"Jego brązowa skóra pobłyskuje w słońcu, choć gdzieniegdzie widać jakieś zmatowienia. Przyglądamy się dokładniej - biedak nie ma nóg ani głowy. Już wiemy, że stworowi, legwanowi, a raczej jednak - lagunowi pomóc nie jesteśmy w stanie. Trudno bowiem pomóc czemuś, co zostało wcześniej upieczone, bynajmniej nie w promieniach słonecznych. Trudno bowiem pomóc czemuś na widok czego prawie zwala nas z nóg... atak śmiechu." - czytamy we wpisie opublikowanym w mediach społecznościowych.
Okazało się, że tajemniczym stworem był... croissant. Według pracowników towarzystwa rogalik mógł wylecieć komuś z okna.
"Dla pewności - to nie jest opis primaaprilisowego żartu - zgłoszenie takie trafiło do nas naprawdę" - zapewnia KTOZ.
Słuchajcie online już teraz!
Radio RMF24.pl na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.