Od nowego roku w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie trzeba będzie zlikwidować 56 łóżek dla małych pacjentów. To około 10 procent wszystkich łóżek, jakimi dysponuje placówka - a jest ona największym na południu Polski specjalistycznym szpitalem dla dzieci. Likwidacja miejsc jest efektem nowych przepisów: od stycznia na 20 szpitalnych łóżek będzie musiało przypadać 16 pielęgniarek - w tej chwili norma mówi o 12 pielęgniarkach.
Zgodnie z nowymi wytycznymi Ministerstwa Zdrowia dla oddziałów pediatrycznych dotyczącymi zabezpieczenia szpitalnego, do końca roku szpitale dziecięce lub te, które mają oddziały pediatryczne, muszą zatrudnić większą liczbę pielęgniarek. Od stycznia bowiem na 20 szpitalnych łóżek będzie musiało przypadać 16 pielęgniarek, a w oddziałach zabiegowych - osiemnaście.
A ponieważ pielęgniarek na rynku pracy brakuje, w placówce w Krakowie-Prokocimiu konieczne jest ograniczenie liczby przyjmowanych pacjentów.
Rozporządzenie ministra zdrowia z 11 października 2018 roku ws. świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego wprowadziło zmiany dot. minimalnych warunków obsady personelu pielęgniarskiego i położniczego na oddziałach szpitalnych od 1 stycznia 2019 roku. By ułatwić oddziałom dziecięcym dostosowanie się do nowych norm, wprowadzone zostały przepisy przejściowe.
Zgodnie z nimi, placówki zajmujące się leczeniem dzieci w okresie od 1 stycznia 2019 do 30 czerwca 2019 miały zapewnić warunki, w których na 20 szpitalnych łóżek przypadało 12 pielęgniarek, zaś w przypadku oddziałów zabiegowych wskaźnik ten mówił o 14 pielęgniarkach. W drugiej połowie roku - jak wynikało początkowo z przepisów - na 20 łóżek na oddziałach zachowawczych przypadać miało 16 pielęgniarek, zaś na oddziałach zabiegowych - 18. Ponieważ jednak placówki medyczne miały trudności z zapewnieniem odpowiedniej liczby pielęgniarek i położnych, okres przejściowy wydłużony został do 31 grudnia 2019.
Mimo to wiele szpitali nie poradziło sobie z zatrudnieniem odpowiedniej obsady: na rynku pracy pielęgniarek bowiem brakuje. Teraz więc, by nie łamać prawa, szpitale muszą ograniczyć liczbę łóżek, dostosowując ją do liczebności personelu.
Anna Wojnar, zastępca Dyrektora ds. Pielęgniarstwa i Opieki nad Pacjentem w Szpitalu Uniwersyteckim w Prokocimiu, mówi wprost: "Dla naszego wysokospecjalistycznego szpitala, często szpitala ostatniej szansy, oznacza to, że zmniejszy się dostęp do świadczeń. Czyli mniej dzieci będzie mogło uzyskać pomoc".
By spełnić nowe wymogi, nie musząc równocześnie ograniczać liczby przyjmowanych pacjentów, szpital w Prokocimiu musiałby do końca grudnia tego roku zatrudnić 46 nowych pielęgniarek. A tych na rynku pracy brakuje.
Już kiedy w życie weszły poprzednie normy - ze stycznia 2018, w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym konieczne okazało się zlikwidowanie 23 łóżek.
Samo określenie norm jest potrzebne - ze względu na pacjentów, ale też na przemęczenie personelu pielęgniarskiego - jak jednak zaznaczają władze choćby placówki w Prokocimiu: realizacja tych przepisów jest w rzeczywistości bardzo trudna.
"Normy zatrudnienia powinny być - to porządkuje organizację pracy w szpitalach i zapewnia bezpieczną opiekę nad pacjentem. W szpitalach pediatrycznych te normy powinny być wyższe, bo tu pielęgniarki muszą włożyć więcej pracy. Chcemy, żeby opieka była bezpieczna" - mówi reporterowi RMF FM Markowi Wiosło Anna Wojnar.
Równocześnie jednak zaznacza: "Obecne normy są dobre - zastanawiam się, czy ich podniesienie jest konieczne".
"Pewnym rozwiązaniem byłoby podniesienie płac, by pielęgniarki przechodziły (z innych oddziałów - przyp. RMF) i pracowały w pediatrii - ale to spowoduje, że odejdą z innych szpitali: tak się problemu nie rozwiąże" - zauważa Anna Wojnar.
Jej zdaniem, jedynym wyjściem z sytuacji byłoby wprowadzenie w życie długofalowego programu, w ramach którego kształcone byłyby nowe kadry. Konieczna jest również - podkreśla przedstawicielka krakowskiej placówki - zmiana podejścia do zawodu pielęgniarki: powinien cieszyć się większym szacunkiem, za którym powinno iść odpowiednie wynagrodzenie.
Na razie, w sytuacji braku odpowiedniej obsady pielęgniarskiej, w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie zlikwidować trzeba będzie w sumie 56 łóżek, a cięcia mają dotknąć wszystkie oddziały.
W efekcie konieczne będzie ograniczenie liczby przyjmowanych pacjentów i wydłuży się czas oczekiwania na planowe zabiegi.
Ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego problem Szpitala Uniwersyteckiego w Prokocimiu zaskakuje.
"Liczba pielęgniarek w systemie jest taka, że można te normy zabezpieczyć. Trudno mi odpowiedzieć, dlaczego akurat w jednym szpitalu w Krakowie nagle jest problem, skoro wszyscy inni sobie poradzili" - stwierdził Szumowski w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Dobrołowiczem.
Według ministra, obecnie zdarza się, że prawie połowa łóżek na oddziałach dziecięcych stoi pusta - a nowe normy mają ten problem rozwiązać.
"Pytanie, czy łóżka są likwidowane, czy przekształcane w inne. Jeżeli na jakimś oddziale mamy obłożenie 60-procentowe, to być może część pozostałych łóżek można przekształcić w inne, gdzie jest obłożenie stuprocentowe. Idealne obłożenie w Europie to 90 procent. Gdy widzimy sytuację, w której 40 procent łóżek stoi pustych, można powiedzieć, że jest to oczywiście bez sensu. Przekształcenie tych łóżek w inne, na innym oddziale, ma dużo większy sens niż trzymanie pustych łóżek - i personelu w gotowości na przyjęcie pacjenta, gdy tego pacjenta nie ma" - podkreślił minister zdrowia.
Równocześnie zaznaczył, że "pediatria jest specyficzna przez swoją sezonowość": "Mamy wysokie obłożenie w okresie zachorowalności jesiennej i wiosennej, a znacznie mniejsze w okresie letnim".
Łukasz Szumowski zadeklarował jednak w rozmowie z nami, że sprawdzi, jak pracuje szpital w Prokocimiu, a także, jak wygląda praca innych placówek pediatrycznych - tak by mali pacjenci nie ucierpieli z powodu wchodzących w życie od stycznia przepisów.