Co najmniej 15 osób zginęło, a ponad 50 zostało rannych w kolejnym krwawym zamachu w centralnym Izraela. Do silnej eksplozji doszło późnym wieczorem w wypełnionej ludźmi sali bankietowej w miejscowości Riszon Lecion, na południe od Tel-Awiwu. W wyniku eksplozji zawaliło się piętro budynku.
Do zamachu doszło, gdy w Waszyngtonie premier Izraela rozmawiał z amerykańskim prezydentem Georgem W. Bushem o ewentualnym planie pokojowym. Ariel Szaron zdecydował się przerwać wizytę i wrócić do Izraela.
Jak się ocenia, Bush i Szaron nie zbliżyli wczoraj swoich stanowisk w co najmniej dwóch kluczowych sprawach. Po pierwsze, w kwestii tempa przygotowań do powstania Państwa Palestyńskiego: Szaron twierdzi nadal, że dyskusja na ten temat jest przedwczesna. Po drugie, na temat udziału w rozmowach przywódcy Palestyny Jasera Arafata.
Obaj politycy zgodzili się właściwie tylko co do tego, że Autonomia Palestyńska powinna się reformować, a jej kierownictwo stać się bardziej demokratyczne i mniej podatne na korupcję.
Zdaniem komentatorów w Waszyngtonie, wczorajszy wybuch w Izraelu może cofnąć starania o powrót do stołu negocjacji o co najmniej parę tygodni.
Prezydent Bush zadeklarował powrót na Bliski Wschód szefa CIA George Tenneta, który ma pomóc w odbudowie palestyńskich struktur bezpieczeństwa. Trudno to jednak nazwać nowiną. Misję Tenneta zapowiadano już w czasie podróży Colina Powella na Bliski Wschód. Jak pisze dziś „The Washington Post”, sytuacja komplikuje się coraz bardziej a to obnaża tylko słabość polityki Białego Domu wobec konfliktu.
foto Archiwum RMF
07:10