Ratownicy TOPR coraz częściej mają do czynienia w swojej pracy z symulantami - począwszy od zmęczonych ludzi, którzy przecenili swoje siły i liczą na szybki powrót do Zakopanego, po takich, którzy celowo wzywają ratowników TOPR, aby przelecieć się śmigłowcem – pisze "Gazeta Krakowska".
Personel zakopiańskiego szpitala przynajmniej kilka razy był świadkiem cudownych uzdrowień pacjentów zwożonych z Tatr przez ratowników TOPR.
Niestety, coraz częściej mamy do czynienia z takimi sytuacjami - przyznaje Adam Marasek, zastępca naczelnika TOPR. Najprościej jest wziąć telefon komórkowy, zadzwonić i nie
martwić się o resztę. Ratownicy podkreślają, że często trudno jest oceniać sytuację, w jakiej znaleźli się turyści.
Słowacy poszli w dobrym kierunku. Tam od 1 lipca wszystkie akcje ratunkowe będą pełnopłatne. A koszt akcji z udziałem śmigłowca to wydatek kilkunastu tysięcy złotych. Jedyna ochrona to wykupienie, niedrogiego przecież, ubezpieczenia górskiego. A zapewne firmy ubezpieczeniowe nie patrzyłyby przez palce na naciągaczy.